Rano odbieramy auto i w drogę! Nasz pierwszy etap to Khao Sok National Park. Park położony jest w górach Półwyspu Malajskiego. W tej części zjawiska krasowe są głównym czynnikiem geograficznym kształtującym teren. Nie bez kozery okolica nazywana jest tajski Guilin. Główną różnicą w stosunku do chińskiego pierwowzoru jest dominacja roślinności tropikalnej w Khao Sok i to, że najpiękniejsze tereny położone są nad sztucznie spiętrzonym jeziorem, a nie nad rzeką. Jedna z ciekawych opcji spędzenia czasu jest nocleg w pływającym bungalow w jednym z 2 hoteli na jeziorze, ale jeśli uwzględnić dowóz łodzią ( innej opcji nie ma), to nawet tańszy z tych hoteli kosztuje dla 2 osób sporo ponad 100dol, a droższy zbliża się do 300. Pewnie gdybyśmy wyjechali na 2 tygodnie, czy nawet miesiąc, to z przyjemnością byśmy z takiej możliwości skorzystali, jednak w wielomiesięcznej podróży budżet trzeba liczyć dosyć skrupulatnie i mimo tego, że serce rwało się na wodę, to rozsądek mówił nam stanowcze "nie!"Zamiast tego zjeździliśmy w zasadzie wszystkie drogi w pobliżu jeziora. Trafiliśmy przy tym na coś zadziwiającego. Jezioro Patchaprapa spiętrzone jest nie jedną, ale wieloma tamami. Po wschodniej stronie tam wjechaliśmy do czegoś, co przypominało luksusowy ośrodek wypoczynkowy. Znajdowało się na tym terenie również kilka domów prywatnych. Wszędzie dookoła pustka. W zasadzie poza kilkoma pracownikami nie widzieliśmy żywego ducha. Okolice przepiękne, a tu zupełnie nikogo - wszystko dla nas. Całkiem jak nie Tajlandia :)Nocujemy wprawdzie nie na wodzie, ale znaleźliśmy doprawdy bajkowy hotelik. Uwielbiamy takie miejsca i w sumie już nie żałujemy,że nie nocujemy na jeziorze.