Następnego dnia obudziliśmy się bardzo wcześnie. Marek wyszedł na zewnątrz i z wielką niechęcią zauważył, że niebo zaciągnięte jest chmurami. To oznacza brak spektakularnego światła o wschodzie słońca, tak więc zyskaliśmy bez mała 2 godziny snu więcej. Wstaliśmy tuż przed śniadaniem. Szybka wyżerka w hotelu i już siedzieliśmy na skuterku pędząc na południe wyspy.Po jakiś 20 minutach jazdy naszym oczom ukazała się świątynia. Oczywiście postanawiamy ją zwiedzić. Okazało się,że trafiliśmy na największą świątynię wyspy Wat Chalong. Ja jestem zauroczona. Podoba mi się strzelistość tajskich świątyń, tysiące, jeśli nie miliony świecidełek, które ozdabiają ich ściany, dziesiątki figurek. Marek raczej nie jest fanem tego , jak to określa "kiczu".Ja całkowicie się z nim nie zgadzam. Jaki kicz?...no ale to przecież mój pierwszy dzień w Tajlandii. Po zobaczeniu kilkuset świątyń niemal bliźniaczo zdobionych doszłam do wniosku, że może ma on trochę racji :)Zaraz po wyjeździe z Wat Chalong naszym oczom ukazuje się wielka figura siedzącego Buddy na szczycie dalekiego wzgórza. Oczywiście postanawiamy odnaleźć drogę i tam pojechać. Po pół godzinie jesteśmy na miejscu.Tutaj potworny tajski kicz denerwuje nawet mnie. Big Buddha - tak zwyczajnie nazywa się ta figura jest faktycznie wielki i stanowi niezłą konkurencję dla pewnej statuy ze Świebodzina :) Wogóle zaczynam dostrzegać bardzo mocną korelację, czym biedniejszy jest naród, tym większy procent swojego dochodu zdecydowany jest przeznaczyć na sacrum, a tym samym tym większe wypaczenia religii. Myślę, że skromny Budda, czy Jezus byliby oburzeni widząc,że robi się z nich megalomanów. Ta skłonność niezamożnych nacji do religijnej gigantomanii w zasadzie jest przypisana odmianom buddyzmu i chrześcijaństwa. Ścisłe przestrzeganie zakazu robienia wizerunków Boga, czy ludzi w islamie na razie uchroniło muzułman od wznoszenia podobnych potworności. Jest rok 2012. Nie tak dawno ten rejon nawiedziło potworne tsunami, które wielu mieszkańcom odebrało życie natychmiast, a wielu skazało na powolną agonię ekonomiczną, a tutaj coś takiego? Ta statua budowana przecież głównie z datków miejscowej ludności kosztowała wiele, wiele milionów...Ruszamy w dół. Po drodze zatrzymujemy się w uroczo położonej knajpce, oferującej wspaniały widok na odległe o jakieś 5 km morze i plaże. Kontemplujemy widok popijając mocno zmrożone lokalne piwo Singha.Po chwili ponownie siedzimy na naszym skuterku i tym razem jedziemy na południowy skraj wyspy. Tu podziwiamy piękny widok i tu po raz pierwszy widzę coś cudownego...wspaniale rozkwitnięte na jaskrawo czerwono-pomarańczowy kolor drzewa poincjany. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, ale te drzewa będą mi towarzyszyć przez całą naszą trasę po Tajlandii i Laosie. Marek zna je z Australii, gdzie kwitną w październiku i listopadzie w północnych częściach kraju.Gdy kwitną, to drzewa te należą do najbardziej spektakularnych wśród wszystkich drzew świata.Z tego miejsca zaczynamy nasz powrót do hotelu, starając się trzymać wschodniego wybrzeża wyspy. Przejeżdżamy przez szereg chaotycznych miasteczek pełnych smogu i brudu. Zastanawiam się co turyści widzą w tej wyspie, że tak masowo tu przyjeżdżają. Z całą pewnością ze 20-30 lat temu, kiedy ruch turystyczny był 20-30 razy mniejszy było to miejsce pełne uroku. Teraz jednak urok jest ostatnim określeniem, jakie przyszłoby mi do głowy, gdybym miała opisać Phuket. Plaże nawet w milionowej części nie równają się z tymi na Lombok, nie mówiąc już o bardziej wschodnich wyspach Indonezji. Wapienne formacje skalne owszem urocze, ale gwar i hałas skutecznie eliminuja możliwość jakiejkolwiek kontemplacji.W 2008 roku wyspę odwiedziło 3.3 mln turystów, średnio spędzając to bez mała 6 dni. To w sumie ponad 18mln osobodni rocznie, choć obecnie głównie dzięki bezpośrednim połączeniom lotniczym z wieloma miastami Rosji jest to zapewne bardziej zbliżone do 30mln osobodni. Przy tak gigantycznym wzroście ruchu infrastruktura wyspy jest typowym obrazem całej Tajlandii - zaniedbana i niedofinansowana w każdym swoim aspekcie.Jeszcze przed dojazdem do hotelu zajeżdżamy do wypożyczalni samochodów i zamawiamy na następne 6 dni Toyote Corolle. Zamierzamy od następnego dnia pojeździć po południowej Tajlandii.