Podróż Tajlandia część I - Lecimy do Tajlandii



W naszej podróży po świecie nie mieliśmy ustalonego planu. Zdecydowaliśmy się dać ponieść naszej fantazji. Ma to z jednej strony dobre strony, gdyż kolejne etapy były niespodzianką dla nas samych, ale i złe strony również, gdyż urzędnicy imigracyjni zwłaszcza w krajach Azji Środkowej, ale również Chin i Rosji fantazji pozbawieni są  zupełnie. O tym jednak jeszcze nie wiedzieliśmy, gdy byliśmy w Kuala Lumpur. Tymczasowy plan był taki, że dostaniemy się do Bangkoku i tam złożymy wnioski wizowe do Chin, Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu, Uzbekistanu, Turkmenistanu i Rosji i taką drogą dostaniemy się do Polski. Alternatywą była droga przez Laos, Wietnam, Chiny i Syberię. Na razie jednak musieliśmy jakoś dotrzeć do Bangkoku. Oczywiscie z KL łatwo tam dolecieć tanim samolotem. Jednak my nie byliśmy nastawieni na "łatwo". Raczej chcieliśmy dostać się po ziemi. Najbardziej pasował nam pociąg, ale...na północnych rubieżach Malezji kolej wcale nie jest taka dobra, jak w centrum i na południu kraju. Po drugie wzajemne animozje Malezji i Tajlandii zaowocowały również i tym, że poza słynnym i piekielnie drogim orientalnym ekspresem pociągi nie przekraczają granicy. Jednym się do niej dociera, po czym po przekroczeniu granicy na piechotę drugim jedzie się dalej na północ Tajlandii. Oczywiście pociągi "skoordynowane" są w tak zabawny sposób, żeby czas oczekiwania na przesiadkę był najdłuższy, jak to tylko możliwe. Zdecydowanie lepsza była alternatywa autobusowa, ale "lepsza" nie oznacza "dobra". Weszliśmy więc na stronę AirAsia, a tam widzimy bilety z KL na Phuket za jedyne 35 USD. Z przyczyn czysto ekonomicznych pogodziliśmy się wię z rezygnacją z naszej hard core podróży i 2 dni później usiedliśmy w wygodnych fotelach Airbusa, który w nieco ponad godzinę zabrał nas na najpopularniejszą z tajskich wysp. Wcześniej poprzez stronę Agoda zarezerwowaliśmy sobie bungalow w małym, tanim hoteliku ok 20 km od lotniska. Po wylądowaniu szybko przeszliśmy kontrolę graniczną. To była już połowa kwietnia, więc turystów jak na to miejsce 1/3 tego, co w pełnym sezonie, tak więc miejscowi "wopiści" pracy nie mieli zbyt wiele. Jeszcze tylko 25 minutowa jazda taksówką i już mogliśmy rozpakować bagaże w naszym pokoiku tuż obok basenu. Upał dawał się mocno we znaki, więc pierwsze, co zrobiliśmy w Tajlandii, to było krótkie pływanko. Czekał już na nas skuter, który wynajęliśmy w recepcji hotelu, zanim jeszcze doszliśmy do naszego bungalowu. Po kąpieli szybko więc wskoczyliśmy na naszego rumaka i pognaliśmy przed siebie. Było już późne popołudnie i słońce chyliło się ku linii horyzontu nad Morzem Andamańskim. My zwiedzaliśmy najbliższą okolicę. Tak więc zaczęliśmy od miejscowego bazaru na wolnym powietrzu. Tam uzupełniliśmy braki w garderobie, po czym poszukaliśmy restauracji w której moglibyśmy przełknąć jakąś kolację. Dla mnie Tajlandia była zupełnie nowym światem. Marek był już tu , jak twierdzi więcej, niż 50 razy i czuł się w tym kraju jak w domu.Przed powrotem do hotelu znaleźliśmy większy sklep  spożywczy i tam kupiliśmy kolekcję lokalnych piw na degustacyjny wieczór. Naszym ucieszonym oczom ukazało się również znakomite piwo z Adelaide - Cooper's pale ale, któremu pomimo raczej zaporowej ceny nie mogliśmy się oprzeć. Prawda jest taka, że nawet najlepsze piwa azjatyckie po ponad miesiącu stają się niezbyt dobrze strawne, więc nasz ulubiony Cooper's był wybawieniem :)Degustacja przerywana pławieniem się w basenie nie trwała zbyt długo i zmęczeni poszliśmy spać.
  • Air Asia
  • Pod nami już Tajlandia