Przed nami najbardziej ekscytująca część podróży-pustynia.
Chcemy tam dotrzeć przed zachodem słońca.Dla Irańczyków pustynia to codzienność,dla nas to wielkie przeżycie.Jesteśmy już wiele godzin w drodze,ale sama myśl o widoku prawdziwej pustyni podnosi nam adrenalinę.Widziałam już pustynię w Tunezji czy Australii,Marek też sporo zwiedził.Tu będziemy pierwszy raz.
Docieramy do maleńkiej oazy Moqestan. Wygląda to na osadę –widmo.Ale nie jest.Wiele tu opustoszałych budynków,a tylko kilka zamieszkałych,zielone palmy,owieczki i wielbłądy.Uśmiechnięci mieszkańcy i bardzo serdeczni.Jeden z nich zaprasza Marka do swojego domu,aby pokazać mu wielbłądy.Są i dzieci.Mały spacer po oazie,nad którą górują ruiny zamku, a w oddali posępna wielka skalista góra bez śladu roślinności.Ruszamy dalej i tuż za wioską wjeżdżamy w zupełne odludzie,mijamy szkielet jakiegoś zwierza,mam wrażenie,że to pozostałość po naszym wielbłądzie z obiadu.W oddali widzimy pustynne wydmy.To jest to czego pragnęliśmy najbardziej…