Reszta granatów poleciała w międzyczasie a to w supermarkecie przy kasach, a to na Praterze, na ruchomych schodach czy wysiadając z autokaru już w Warszawie.
Część osób wracała do domu samochodem część zostawała w Warszawie, tak że pociągiem wracałem tylko ja i Jeras. I gdy tak wracaliśmy i wspominaliśmy najlepsze akcje wyjazdu, zadzwoniła do mnie Winczi czyli żona Jerasa która właśnie wracała samochodem. Po co dzwoniła ? nie wiem , nie odebrałem bałem się że rzuci mi ostatni granat :)