Do napisania postu o Sztynorcie zbierałam się bardzo długo, bo nie wiedziałam od czego zacząć. To jedno z najciekawszych miejsc na całym pojezierzu – dla żeglarzy kultowy port, dla fotografów piękny plener, dla miłośników historii kopalnia wiedzy o regionie. Ze Sztynortem wiąże się historia zamachu na Hitlera. W tej niepozornej wiosce swoje korzenie odnalazłaby brytyjski książę William. To tylko kilka ciekawostek, które pokazują jak ciekawym miejscem jest Sztynort.
Zacznijmy jednak od podstaw. Sztynort to maleńka wioska położona w północnej części Wielkich Jezior Mazurskich należąca do powiatu węgorzewskiego. Pod względem liczby zamieszkujących ją osób jest jeszcze mniejsza niż wspomniane w poprzednim poście Popielno. Miejscowość leży nad malowniczym, chociaż nieprzyzwoicie zanieczyszczonym, niewielkim jeziorem Sztynorckim, do którego wpływa się wąskim kanałem z jeziora Dargin. Historycznie Sztynort to posiadłość rodu Lehndorffów, a dzisiaj przede wszystkim port żeglarski.
Z tego też powodu przeciętny turysta w Sztynorcie to żeglarz. Jest tu co prawda pole namiotowe i hotel, ale jest też największa przystań żeglarska na Mazurach, która mieści prawie 500 jachtów i to ona generuje największy ruch. Keje są wygodne i stabilne, a w pocie jest dobra infrastruktura – duże sanitariaty, sklep, restauracja i nawet stacja benzynowa dla jachtów.
Niestety cumowanie w Sztynorcie stało się horrendalnie drogie. W tym roku jedna noc przy sztynorckiej kei kosztowała 45 zł. Co więcej, za prysznic trzeba było dodatkowo zapłacić.
Jak wspomniałam, historycznie Sztynort był rezydencją pruskiego rodu Lehndorffów, który gospodarzył okolicznymi ziemiami już od czasów krzyżackich. Trwało to do II wojny światowej. Główną pamiątką po tym szlacheckim rodzie jest dzisiaj pałac w Sztynorcie. Podobnie jak większość żeglarzy, zawsze gdy cumujemy w tym porcie, idziemy na spacer do pałacu, a czasem nieco dalej. Podobnie w tym roku wybraliśmy się na mały rekonesans. Chociaż pogoda nie pomagała, bo było mokro, co utrudniało penetrowanie przypałacowego parku.
Powszechna opinia mówi, że sztynorcki pałac do pięknych nie należy i trudno się z nią sprzeczać. Jest za to ciekawy. Jego historia sięga XVI w., a ostatnia przebudowa miała miejsce w XIX w. Wtedy to, rozbudowano siedzibę rodu Lehndorffów i nadano jej neogotycki charakter, który był wtedy w modzie. Obecnie pałac jest w opłakanym stanie, ale po przejęciu przez Polsko-Niemiecką Fundację Ochrony Zabytków Kultury dla obiektu znowu pojawiła się nadzieja.
W bezpośrednim sąsiedztwie zamku nadal znajdują się pokaźne zabudowania gospodarcze – spichlerz, stajnie i stodoły, które dają obraz, jak wielki musiał być niegdyś majątek sztynorcki. Swego czasu stał tu nawet browar.
Tak jak wspomniałam, tego roku na Mazurach pogoda była kapryśna i w dniu kiedy dopłynęliśmy do Sztynortu raz padało, raz wychodziło złote słońce. Wynikiem tego, buszowanie w dawnym przypałacowym parku było kłopotliwe – szczególnie, że liczący 18 hektarów park całkiem zdziczał. Trzeba mocno wytężać wyobraźnię, aby zobrazować sobie rzeźby ogrodowe, piękne partery kwiatowe i wygodne alejki, które rozświetlano, gdy na włościach pojawiał się któryś ze znamienitych gości, jak chociażby książę poetów polskich, biskup warmiński, Ignacy Krasicki.
Kilkadziesiąt metrów za zamkiem z główną alejką parkową krzyżuje się druga prostopadła. Kiedy skręcimy nią w prawo dojdziemy do herbaciarni, którą wybudowano w stylu klasycystycznym.
Gdy jednak na parkowym skrzyżowaniu wybierzemy drogę w lewo dojdziemy do ruin dawnej kapliczki parkowej.
Nasz ambitny plan zakładał, że pójdziemy dawną aleją parkową aż do końca, czyli do jeziora Kirsajty, a następnie wrócimy i obejdziemy jezioro Sztynorckie dookoła, aby trafić w okolice mauzoleum rodziny Lehndorffów. Niestety mokry gąszcz roślinności i błotniste ścieżki udaremniły te plany. A szkoda. No nic – następnym razem :]
Więcej informacji o Sztynorcie i ciekawostek dotyczących posiadłości Lehndorffów znajdziecie tutaj.