Wylądowaliśmy na 30 minut przed czasem. Na lotnisku miał być autobus nr 707, który pasażerów wizzair za darmoszkę wiezie do centrum miasta. Niestety rozkładu takiego autobusu nie było, za to dwa inne pojechały. Tłumaczyłam sobie to najpierw wcześniejszym lądowaniem, ale jak zaczęło się robić po czasie planowanego lądowania to zaczęłam nerwowo spacerować i na tę chwilę podeszła do mnie dziewczyna z pytaniem czy jadę do miasta i może weźmiemy taxi na pół.
I w ten sposób po 15 minutach byłam w Hotelu Balmoral na Thorne Road w Doncaster. Przywitała mnie Janet, pani koło 60-tki. Porozumiałyśmy się, że mój angielski jest fatalny, za to jej polski wogóle nie jest żaden ;) i musiałyśmy opracować metodę porozumiewania się. Dałyśmy radę bo jak czegoś zupełnie nie rozumiałam, a ona nie potrafiła mi tego wytłumaczyć inaczej to machała ręką i decydowala, że ta informacja jest nieważna i przechodziłyśmy dalej.
Umówiłyśmy się na śniadanie o 9 rano.
Mój pokój był typu standard ze wspólną łazienką za 26 funtów za noc. Pokój z łazienką kosztuje w tym hotelu 35 funtów. Nie wydawalo mi się konieczne płacić 9 funtów za to by nie wychodzić z pokoju, żeby wziąć prysznic i pójść do ubikacji. W pokoju była umywalka. I wszystko inne co potrzeba do dwudniowej wizyty w mieście. Wszystko nieskazitelnie czyste, łóżko wygodne a wspólna łazienka również w nienagannym porządku.
Rano, kiedy tylko pojawiłam się na schodach powitało mnie radosne: hello Ana! Janet przygotowała mi pyszne angielskie śniadanie za 4,5 funta.
Dzięki tej kobiecie czułam się trochę jak u babci, choć Janet nie była w wieku babcinym, przynajmniej dla mnie. Jednak jej ciepło i cierpliwość by ze mną rozmawiać mimo problemów językowych, sprawiały, że czułam się tam bardzo dobrze.
Choć nie można powiedzieć, że nie pogadałyśmy sobie. Jak się chce to się da ;)
Wdzięczna jestem również za to, że nie musiałam opuszczać hotelu w godzinach wymeldowania, a mogłam zostać w nim do 17.
Dziś wysłam Janet pocztówkę z Kielc. Będzie miała niespodziankę.