Podróż W Krainie Wielkiej Piątki - W Krainie Nosorożców



2013-07-17

Niedziela, 30.VI.13

Rano żegnamy się serdecznie z Sonią i życzymy jej powodzenia w businessie hotelarskim. Spędziliśmy w Kapsztadzie częściowo dzięki niej 6 wspaniałych dni. Teraz jedziemy na lotnisko. Czekając na nasz samolot do Durbanu widzimy jak ląduje wielki Boening 747. Samolot przelatuje nam tuż przed oczami i wówczas rozpoznajemy, że jest to Air Force One, z prezydentem Obamą na pokładzie. To naprawdę rzadka gratka być świadkiem takiej sceny.

Na lotnisku w Durbanie odbieramy nasz samochód i kierujemy się do wyjazdu z parkingu. Mamy jednak kłopot z naszym GPS-em. Po upływie 10 minut GPS nadal nie może odnaleźć drogi, więc postanawiamy wrócić na lotnisko i wymienić go na inny. Przy braku odpowiednich map  mielibyśmy spory problem by trafić do naszego zajazdu położonego wewnątrz rezerwatu. 

Teraz wszystko działa! Ostatni raz prowadziłem samochód po lewej stronie drogi i z kierownicą po prawej 9 lat temu gdy byliśmy w Australii. Tam miałem automatyczną skrzynię a tu muszę sam zmieniać biegi. Poprzedni raz w takiej sytuacji byłem 14 lat temu w Londynie. Tu na szczęście ruch jest o wiele mniejszy, więc mam czas na nabranie odpowiednich nawyków. Przez pierwsze 150 km jedzie się dwupasmową autostradą, ale później jest już jednopasmowa droga, na której jest jednak sporo ciężarówek. O ile w Kapsztadzie słońce zachodziło o 18, to tu robi się zupełnie ciemno już o 17:15. Nic dziwnego - jesteśmy o dobre 1000 km na wschód od Kapsztadu a cała RPA ma tę samą strefę czasową. Chcieliśmy uniknąć jazdy po ciemku, ale nie mamy wyjścia. Na szczęście GPS prowadzi nas jak po sznurku do celu. Ostatnie 6 km jedziemy drogą żwirową.

Dojeżdżamy do bramy małego rezerwatu, wewnątrz którego jest nasz zajazd. Mariola otwiera baramę, ja przejeżdżam, Mariola ją zamyka, wsiada i jedziemy dalej. Jedziemy teraz wąską piaszczystą dróżką wijącą się w gęstym buszu między drzewami. Mijają minuty a zajazdu nie widać... Po przejechaniu 2 km wreszcie wyłaniają się z ciemności światła głównego pawilonu. Jesteśmy na miejscu! Kolacja z butelką przywiezionego z sobą wina z winnic koło Kapsztadu dawno nam tak nie smakowała.

 

Poniedziałek, 1.VII.13 

Śpimy w małej chatce położonej na skraju polany. Gdy budzimy się rano, robimy sobie kawę i wychodzimy na werandę. Po chwili jakby na przywitanie przychodzą na polanę małe grupki antylop nyala. Czujemy się jak w raju! Śniadanie jemy w głównym pawilonie około 150 metrów od naszej chatki. Nieopodal jest małe bajoro, do którego przychodzą co chwile różne zwierzęta: antylopy nyala, pawiany, guźce a w pewnej chwili podeszły nawet 2 wielkie bawoły. A całe to przedstawienie ma miejsce około 50 metrów od nas.

O 15 wyruszamy z Casperem na małą przejażdżkę po rezerwacie. Powoli posuwamy się wąską i krętą piaszczystą ścieżką. Po kilku minutach wjeżdżamy na polanę a naszym oczom ukazuje się niezwykły widok: może 30 metrów od nas stoi wielki nosorożec a tuż przed nią kilkumiesieczne cielę nosorożca. Mama z dzieckiem. Widok niesamowity! 9 lat wcześniej bedąc w Kenii i Tanzanii bezowocnie polowaliśmy przez 3 tygodnie na nosorożce i moje marzenie zobaczenia nosorożca z bliska wreszcie się spełniło.

Po kilkunastu minutach oba nosorożce zabawnie się zataczając znikają w gęstwinie a my jedziemy w miejsce, skąd widać zachodzące słońce. Casper przynosi z samochodu cooler. Częstujemy go naszym drinkiem przywiezionym z Granady, w skład którego wchodzi: czerwone wino pół na pół ze Sprite, plasterek cytryny i lód. Wspólnie celebrujemy naszego pierwszego nosorożca w promieniach zachodzącego słońca.

 

Wtorek, 2.VII.13

Jesteśmy umówieni na 9 rano przy bramie wjazdowej do parku Hluhluwe. Lecz gdy już idziemy do samochodu, Casper nas woła, że właśnie do wodopoju przyszła żyrafa... Szybko wyciągam aparat i kamerę i po cichutku skradamy się by jej nie spłoszyć. Żyrafa ma bardzo długie nogi i szyję, co jej umożliwia jedzenie liści z korony drzew, które są niedostępne dla innych zwierząt, ale aby się napić musi zrobić specjalną operację. Mimo, że wsześniej widzieliśmy wiele razy żyrafy w różnych sytuacjach, to jednak nigdy przy wodopoju - teraz będzie pierwszy raz! Żyrafa cofa tylne nogi a przednie wysuwa przed siebie i szeroko rozstawia. Teraz z gracją pochyla długą szyję i zaczyna pić wodę. Po chwili odrywa wargi od powierzchni wody i się otrzepuje, co wygląda jak na zwolnionym filmie.

Do Hluhluwe dojeżdżamy 20 minut spóźnieni, ale takiego widoku nie mogliśmy przepuścić. Jesteśmy z resztą jedynymi pasażerami, więc nie mamy wyrzutów sumienia. Park Hluhluwe jest najstarszym rezerwatem w RPA i drugim co wielkości po Krugerze. Słynie z największej koncentracji białych i czarnych nosorożców w całej Afryce. Jest tu również kilkaset słoni i kilkanaście tysięcy antylop oraz żyrafy, lwy, bawoły, leopardy, gepardy i co tylko występuje w tym rejonie Afryki. Nam jednak najbardziej zależy na nosorożcach i na nich się koncentrujemy.

Mamy szczęście, bo już kilka minut później natrafiamy na pierwszego osobnika. Stoi w gęstwinie około 30 metrów od drogi. Jest to tzw. nosorożec biały. De facto jednak nazewnictwo: biały i czarny nie ma nic wspólnego z ich maścią. Angielska nazwa „white rhino“ wzięła się od słowa „wide“ czyli szeroki, co nawiązuje do ich potężnego szerokiego pyska, którym mogą zgarnąć wielkie kępy trawy. „Czarny“ nosorożec jest o wiele mniejszy, ma inna budowę karku, mniejszy róg i żywi się liśćmi z drzew, w związku z tym zwykle zaszyty jest w gęstwinie i przez to jest go bardzo trudno wypatrzyć.

Przez następne kilka godzin napotykamy jeszcze 6 nosorożców, za każdym razem są to matki z dziećmi. Plan z nosorożcami został wykonany. Niemniej nie natrafiliśmy na ani jednego słonia, mimo, ze mieszka ich tu kilkaset. Nie widzieliśmy tez ani jednego drapieżnika. Można by powiedzieć, że nasze doświadczenia są bardzo różne od tych z Kenii i Tanzanii. Tam lwy były prawie na zawołanie, ale na tym polega różnica...

Wracamy do naszego zajazdu. Gdy pokonujemy ostatni odcinek prowadziący już przez teren rezerwatu, przed naszym samochodem pojawia się całe stado pawianów. Jest ich około 20. Prym wiedzie dorodny samiec. Przystajemy i obserwujemy ich zachowanie. Po chwili małpy znikają w gąszczu. Gdy dojeżdżamy do głównego pawilonu, czeka na nas następna niespodzianka: 50 metrów od nas stoi nosorożec.

--Tomek, czy chcesz go podejść bliżej?-- pyta Casper

--Oczywiście

Wyciągam kamerę i aparat i po cichutku skradamy się przez zarośla od zawietrznej. Nosorożec zamiera w bezruchu - pewnie usłyszał nasze szeleszczenie. Niesamowite! Jesteśmy może 35 metrów od niego. Wielki zwierz powoli wycofuje się. Idziemy za zaroślami chcąc przeciąć mu drogę. W pewnym momencie wiatr zmienia kierunek i nosorożec musiał nas zwietrzyć i powoli ginie w zaroślach... Piękna sprawa! 

Na tym jeszcze nie koniec dzisiejszych atrakcji. Wkrótce przychodzi okazały samiec żyrafy do wodopoju. Obserwujemy całą scenę gdy podchodzi ostrożnie do bajora, po czym staje w rozkroku i zaczyna pić... W Afryce Wschodniej nigdy nie byliśmy świadkami takiej sceny, a tu już drugi raz w ciągu jednego dnia!

Kolacja jest bajkowa! Siedzimy na tarasie pod drzewem na którym zawieszone jest kilka lamp naftowych. Pod stolikiem mamy wstawiony piecyk, żeby nie było nam zimno. Noc jest ciepła, niebo gwiazdziste bardziej niż w mieście. Na obiad jemy tradycyjną potrawę południowoafrykańską zwaną babootie (mielone mięso z przyprawami) i pijemy pyszne wino Shiraz. Ach, ta Afryka!

Środa, 3.VII.13

Dzisiejszy dzień przeznaczamy na drobne sprawy, takie jak wypad do miasteczka aby rozglądnąć się za miejscowym rękodziełem, zrobić pranie, trochę się spakować. W międzyczasie obserwujemy zwierzęta, które podchodzą do wodopoju.

Przez cały czas byliśmy jedynymi gośćmi w ośrodku, ale dziś wieczorem przyjechała trójka Afrykanerów. Robią samochodem trasę 4000 km z Kapsztadu, ale na ostatnim odcinku popsuł im się GPS i twierdzą ze śmiechem, że ten odcinek trasy był najbardziej mrożący krew w żyłach - czyli poniekąd nie tylko my mieliśmy takie odczucia. Jest nas dziś więcej, więc jemy wszyscy razem braai czyli BBQ w bomie czyli w zagrodzie otoczonej palisadą z trzciny na wzór Zulu. W czasie kolacji rozmawiamy na różne tematy. Jednym z nich jest polityka i sprawy związane z niedawnym aparthidem w RPA. Nasi współbiesiadnicy ciekawi są też jak ich kraj jest postrzegany w USA. Z tym jest co prawda różnie, ale przekonujemy ich, że w naszym odczuciu Południowa Afryka jest jest jednym z najpiękniejszych krajów, w jakim byliśmy, i nie jest to wcale opinia naciągana.

  • U wodopoju (Makhasa, RPA)
  • Klucz patrolowy...
  • Samica z małym (Makhasa, RPA)
  • Samica z małym (Makhasa, RPA)
  • Żyrafa u wodopoju (Makhasa, RPA)
  • Martial eagle
  • Nosorożec biały (Makhasa, RPA)
  • Nosorożec biały (Makhasa, RPA)
  • Samiec nyala. (Makhasa, RPA)
  • Żyrafa u wodopoju (Makhasa, RPA)
  • Nosorożce (Hluhluwe, RPA)
  • Nosorożce (Hluhluwe, RPA)
  • Kraska w Hluhluwe
  • Kraska w Hluhluwe
  • Krajobraz Hluhluwe, RPA
  • Brodal obrożny, Hluhluwe
  • Pawian (Hluhluwe, RPA)
  • Nosorożce (Hluhluwe, RPA)
  • Nosorożce (Hluhluwe, RPA)
  • Drzewo koralowe