Szczęśliwa, spełniona, spokojna pożegnałam się z moimi towarzyszami z łodzi i poszłam połazić po wyspie. Wodolot miałam wieczorem.
Ustica jest wulkaniczną wyspą o niesamowicie bogatym dnie morskim. Na wulkanicznym, żyznym gruncie wyrastają niezwykłe podwodne rośliny, są tu podwodne pieczary a także - coś niesamowitego - podwodne muzea archeologiczne! Uprawia się tutaj, między innymi, tzw archeologię podwodną. Skarby, skutek antycznych wypraw, katastrof na morzu, walk morskich itp nie są wydobywane na powierzchnię, można je zwiedzać jedynie zanurzając się w morzu...
Na Ustikę ściągają amatorzy nurkowania z całego świata. Jest tu wiele firm oferujących kursy nurkowania, wypożyczanie sprzętu i organizację wypraw. Ja zwróciłam się do firmy niezwykłej, bo utworzonej przez rodowitych mieszkańców wyspy. Wszystkie inne, to firmy z zewnątrz.
Na Ustice nie ma plaż, tu wybrzeże morskie jest poszarpane, wulkaniczne, skaliste. Ale gdziekolwiek wejdzie się do wody, zaraz pod powierzchnią można podziwiać bogaty świat podwodny.
Przeszłam przez miasteczko, dość ruchliwe, pełne turystów i nurków, weszłam jakby na grzbiet wyspy, i potem zeszłam na drugą stronę, do drogi. Tam przyplątał mi się towarzysz, wesoły owczarkowaty pies. Szliśmy razem aż do brzegu morza, gdzie ja zeszłam się wykąpać a on pobiegł dalej.
Tu po skałach schodzi się wykutymi schodami. Wzięłam aparat, maskę, fajkę. Nie odpływałam prawie od brzegu, dosłownie pod moimi nogami żył podwodny świat. Pływałam w ten sposób, lub chodziłam na czworakach z głową pod wodą bardzo długo, robilam zdjęcia, filmowałam i nie mogłam się zmusić do wyjścia stamtąd...
W końcu jednak trzeba było wyjść, zjadłam moją foccaccię, pomidory, popiłam wodą i poszłam dalej. Chodzilam po tej wyspie świadoma tego, że tu wrócę. Nie muszę się spieszyć, żeby zobaczyć wszystko, bo po prostu, zobaczę to jak tu przyjadę za rok...