Podróż Czarnogóra i Albania - pierwsze spotkanie z Bałkanami - Początek akcji Powrót



2013-11-29

Z Kruji wracamy tą samą metodą co rano. Docieramy do Tirany, gdy jest już wieczór. Pakujemy się. Przed nami ostatnia noc w Albanii. Z samego rana, gdy jeszcze ciemno, opuszczamy nasz hotel i idziemy po cichej, spokojnej, wręcz wyludnionej Tiranie. Wszyscy śpią - myślimy. Aż tu nagle w drodze na dworzec autobusowy, słyszymy nawoływania muezina i gromady mężczyzn idących do meczetu. Ci najbardziej pobożni wyznawcy islamu idą na pierwsze modły - İmsak. Cóż, można by rzec: "Religia powoli się budzi w narodzie, po wielu latach uśpienia...".

 

Idziemy bulwarem Króla Zogu I w kierunku dworca kolejowego niby połączonego z dworcem autobusowym. Stamtąd odjeżdżają busy jadące na północ kraju, w tym także do Szkodry. W Albanii bowiem prawie nigdy nie jest łatwo i normalnie jeśłi chodzi o transport, gdyż tam rzadko kiedy znajdzie się dworce autobusowe z prawdziwego zdarzenia, z budynkiem dworca, z rozkładem jazdy i z liniowo, stale kursującymi autobusami za z góry ustaloną stawkę. To co nam się wydaje normalne, co niekiedy nazwalibyśmy standardem europejskim, w Albanii jakoś nie chce się przyjąć. Z tego m.in. ten kraj jest tak ciekawy dla szukających wrażeń podróżników. Do Albanii bowiem nie jedzie się aby zaliczać jedne po drugim cuda architektury, podziwiać niesamowite zabytki, przechadzać się pieknymi, czystymi i pełnymi kwiatów miasteczkami. Bo jeśli ktoś tego szuka, to w Albanii tego nie znajdzie. Ten kraj to najdziksza część Bałkanów. Najbardziej egzotyczny jak i chaotyczny, z masą swoich małych dziwactw kulturowych, trudnych do racjonalnego pojęcia. Nie Nordkapp, nie Ural i nie Andaluzja, ale tu jest właśnie cywilizacyjny kraniec; peryferia Europy. Do Albanii więc jedzie się po przygodę, po to, aby znaleźć coś zupełnie nowego i ciekawego a jednocześnie unikatowego w swej dziwności. I to właśnie tutaj znaleźliśmy i choc trochę poznaliśmy. Niestety za krótko... Rozpoczynamy wieloetapowy powrót do domu...