Sława Przybylska śpiewała ,że w Tbiliso "gałęzie kwitną cały rok" . W pierwszy weekend kwietnia miałem okazję się przekonać,że to tylko przenośnia.Owszem ,niektóre drzewa mają stale zielone liście ,ale kwiaty to domena wiosny.Sposobało mi się Tbilisi - ma piekne położenie i ciekawą architekturę ,zarówno nową ,jak i starą.Ta nowa czy może bardziej, najnowsza jest mocną stroną miasta .Idealnie pasuje do reszty.Będąc w Tbilisi ,porównywałem je do sąsiedniego Erewania.Porównanie wypada na korzyść gruzińskiej stolicy. O ile jeszcze położenie da się porównać ,to już zabudowę zupełnie nie.Erewań przeżył trzęsienie ziemi ,które zniszczyło starą architekturę,a nowa jej nie dorównuje.Na dobrą sprawę Gruzja i Armenia ,poza stolicami są do siebie bardzo podobne,tak pod względem krajobrazu czy wyglądu wsi ,jak i budownictwa sakralnego.A ludzie? Też do siebie podobni pod względem mentalności .Coś mi się jednak zdaje ,że legendarna gościnność Gruzinów wymiera wraz ze starszym pokoleniem. Do Tbilis dotarłem ukraińskimi liniami lotniczymi z przesiadką w Kijowie.Linie w porządku ,ale ten kijowski terminal F jest zupełnie do niczego:mało w nim miejsca ,uciązliwe kontrole nawet na tranzycie oraz sklepy tylko z perfumami i alkoholem.A po napoje nieprocentowe trzeba stać w długachnej kolejce do kawiarni.O cenach nie wspomnę: póllitrowa Coca -Cola kosztuje 4 USD!