L
Licytacja tuńczyków – (także Targ Rybny) wielka wtopa … jedyna w swoim rodzaju licytacja tych olbrzymich świeżo złowionych ryb. Odbywa się codziennie przedświtem na targu rybnym w Tokio. Na licytację wpuszczane jest 120 osób, w dwóch grupach po 60. Pierwsza tura od 5:25 do 5:50, a druga od 5:50 do 6:25. Aby wejść na licytację, trzeba się zarejestrować w specjalnym biurze – są dostępne specjalne mapki u Pana Pilota. Rejestracja jest bezpłatna i zaczyna się teoretycznie o 5-tej, ale jeśli jest dużo chętnych (a tak jest zwykle), zaczynają już od 4-tej. Niestety byłem na miejscu o 5-tej i dowiedziałem się, że wejściówki skończyły się już o 4:20. Nie miałem szansy na drugie podejście… Dla chętnych radzę być na miejscu o 4-tej rano, co oznacza wyjazd z Hotelu najpóźniej o 4:30. Jako środek transportu pozostaje tylko taksówka, koszt 3500-4000Y (taksówki są drogie – patrz Taksówka). Adres musi być napisany po japońsku na kartce. Nawet o 4-tej taksówkę łapie się po prostu na ulicy przed hotelem. Nie będzie się czekać dłużej niż 5 min. Powrót do hotelu metrem (patrz Metro). W sumie ten element wyjazdu to jedyne miejsce, gdzie mam niewielkie pretensje do Pana Pilota, który przekonywał mnie, że nie ma potrzeby być na targu wcześniej niż o 5, ponieważ jest poza sezonem i jest mało turystów… No i d…a
M
Maiko – patrz Gejsza.
Metro - Tokio na jeden z największych systemów metra na świecie. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że cudzoziemiec nie ma szans na odnalezienie sie w gąszczu krzaczków i zagadkowych komunikatów. Jeśli jednak zdobędziemy mapkę metra z opisami w alfabecie łacińskim i poświęcimy kilka minut na jej rozczytanie, komunikacja okazuje się w miarę prosta. Każda linia ma inny kolor i nazwę (co nie jest zaskoczeniem), ale, co jest dla mnie nowością i stanowi o łatwości w odnalezieniu się w tym systemie, każda stacja jest kolejno numerowana w ramach danej linii. Jeśli znajdujemy się np. na linii E na stacji numer 15 i chcemy dojechać (bądź mamy przesiadkę) na stacji numer 5, to trzeba poszukać znaków kierujących najpierw do linii E, a potem na peronie odnaleźć kierunek według zmniejszających się numerów stacji. Odnalezienie właściwego kierunku było zwykle dla mnie największym problemem w Londynie, gdzie jest wskazywany przez nazwę stacji końcowej, a czasami nie jest łatwo się domyśleć, która stacja końcowa jest właściwa. Niby jest to prawie to samo, ale ‘prawie’ robi różnicę J To co może sprawić kłopot, to kupowanie biletów i zmiana linii metra w wypadku przesiadki. Bilety kupuje się (ale zaskoczenie J) w automatach. Od jakiegoś czasu automaty mają instrukcję obsługi także po angielsku, co upraszcza procedurę. Przed wrzuceniem monet, na mapce która wisi nad automatami, należy odszukać docelową stację metra i w kółeczku odczytać kwotę za jaką trzeba kupić bilet. Zwykle jest to od 150 do 500Y i zależy od odległości i ilości przesiadek. Na stacjach nazwy i numery (w wypadku metra) są widoczne na sporych tablicach i nie powinno być problemu z odczytaniem gdzie się znajdujemy. Także wyświetlacze we wnętrzu wagonów informują na jakiej stacji jesteśmy i która będzie kolejna. W większości wagonów kolei, także w metrze, miły kobiecy głos zapowiada nazwy najbliższych stacji, zwykle także po angielsku. Warto zaobserwować jak różny jest tembr głosu zapowiadających pań. Po japońsku mówią cienkim i wysokim głosem, podczas gdy po angielsku już bardziej normalnie. Podobno jest to kolejna kwestia kulturowa, ponieważ Japończycy wolą kobiety „lolitki” i wysoki glos znakomicie pasuje do tego obrazu. W sumie komunikacja metrem jest raczej prosta i po pierwszym szoku człowiek, nawet nie znający krzaczków może poruszać się w miarę sprawnie.
Zmiana linii może stanowić większy problem, ponieważ drogowskazy prowadzące do kolejnych linii są mniej czytelne, szczególnie na większych stacjach przesiadkowych, takich jak Shinjuku, czy Tokyo. Także gąszcz ludzi przelewających się w przejściach nie ułatwia poruszania i orientacji. W tym wypadku tylko cierpliwość i harcerski nos dają szanse na odnalezienie właściwego peronu. System metra działa do późnych godzin nocnych (około północy) i zaczyna działać między piątą a szóstą. To warto brać pod uwagę, tym bardziej mając w pamięci ceny taksówek…
Mięso – podobnie jak kiełbasa, towar niezbyt często spotykany w Japonii. Jedynym powszechnie spotykanym mięsem jest wieprzowina, a właściwie boczek. Zdarzaj się także schab w postaci panierowanych kotletów, ale trzeba się nieco natrudzić. Są oczywiście chlubne wyjątki, jak np. słynna wołowina z Kobe, która ponoć dorównuje jakością argentyńskiej. Jest jednak bardzo droga i na razie nie mieliśmy okazji jej spróbować. Na wołowinę bądź cielęcinę można trafić w knajpkach typu ‘Asian Grill’ bądź hinduskich, gdzie są dostępne w postaci szaszłyków lub steków, choć pod tą ostatnia nazwą kryją się niewielkie kawałki mięsa w sosie, a nie oczekiwany soczysty stek. Podstawą kuchni japońskiej są ryby i owoce morza, co chlubnie odróżnia Japonię od np. Chorwacji, która mimo nadmorskiego położenia nie jest rajem dla smakoszy tłuszczów omega J
Miyajima – zaskakująco malownicza wyspa niedaleko Hiroszimy. Warto ją odwiedzić wieczorem w czasie zachodu słońca i o świcie (my mieliśmy okazje podziwiać zachód słońca). 10 min przeprawy promem, a potem szybki marsz w kierunku świątyni położonej 500 m na północ - na prawo od przystani promu. Idąc po zatłoczonej ulicy lawirujemy między ludźmi i jeleniami (!), które żyją między ludźmi. Ich ulubionym rodzajem pożywienia jest papier, należy więc uważać trzymając w ręku mapę bądź bilet na prom J. Można ją obejść kierując się na drugi brzeg zatoki bez sięgania do portfela, ale moim zdaniem warto zapłacić dodatkowe 300Y za wejście na teren świątyni. Najciekawszy jest widok tuż po zmierzchu, gdy zapalają się lampy na nabrzeżu, a dobrze oświetlona, czerwona Brama rewelacyjnie prezentuje się na tle granatowego nieba. W okolicy przystani promowej można kupić przekąski na mobilnych grilach – ośmiorniczki, ryby, szaszłyki itp. Ceny jak zwykle od 300Y w górę.
Moda – w tej kwestii są dwa zupełnie odrębne światy – Marsa i Wenus. O modzie męskiej nie da się powiedzieć zbyt wiele ciekawego. W wersji biznes wszechobecna jest szarość i ew. granat. Ciekawsze bywają tylko buty (często brązowe) i kolorowe krawaty. W wersji casual jest znacznie ciekawsza, ale nie odbiega od bardziej odważnych eksperymentów jakie można spotkać na ulicach polskich miast. Kobiety w wieku powyżej nastolatek J ubierają się w taki sposób, aby nie zwracać na siebie uwagi. Szaro-bure kolory, delikatny makijaż bądź jego brak, płaskie buty - generalnie nic ciekawego. Czasami widać kobiety ubrane z dużą klasą, bardziej po europejsku. Bardzo trudno jest dostrzec kobiety ubrane w tradycyjne kimona i poruszające się w japonkach lub na wysokich chodakach. Jednak taki widok jest ucztą dla oczu. Im mniejsze miasto tym łatwiej jest spotkać taką „prawdziwą” Japonkę.
Ale „creme de la creme” mody damskiej, to ubiór nastolatek i młodych kobiet. Tu jest taka rewia szalonej i kolorowej mody, że nie wiadomo gdzie (i na co J) patrzeć. Królują miniówki i takiej długości, że często nie wiadomo czy w ogóle są, podkolanówki i bardzo kolorowe bluzki. Także wysokie kozaki na każda okazje i w każdej temperaturze. W niektórych dzielnicach, szczególnie na ulicach sklepów dla młodzieży, widać nastoletnie lolitki, często w różowych falbankach koronkach itp. Można spotkać na ulicy kobietę kota, albo wampa. Nic tylko patrzeć i patrzeć … Wśród naszej wycieczki znalazło się także kilka osób o dość specyficznym podejściu do mody wycieczkowej, pozostając przy schemacie mody „wyjście do kościoła w niedzielę”. Ale widok ten był zapewne zabawny głównie dla nas, w modzie ulicznej nie wyróżniał się zasadniczo.