Zaczynamy od śniadanka we francuskiej knajpie, gdzie serwowano jajka z polską kiełbaską oraz polskie naleśniki, miło ale nie wiem na ile to polskie wyroby. Czym dalej się oddalamy od Hilo tym pogoda robi się coraz gorsza i klimat ponury - zmierzamy do Narodowego Parku Wulkanów Hawajskich. Otacza nas krajobraz księżycowy - coś nowego, niewątpliwie, ciekawego jasne, ale nieładnego,przemierzanie pustkowii pokrytych lawą zaczyna mi się dłużyć, po przejściu jednego ze szlaków mam dosyć.Jedziemy do Pahoa gdzie mamy wykupioną jedną z atrakcji. Wsiadamy na łódź którą płyniemy do miejsca gdzie lawa bezpośrednio wpływa do oceanu. Do ostatniej chwilii nie wiedzieliśmy czy będziemy świadkami tego zjawiska, nikt nie mógł nam zagwarantować że to ujrzymy, nikt tym nie steruje jak się domyślasz drogi czytelniku nikt inny jak Pele - bogini wulkanów. Pozostawało nam trzymać kciuki, najmocniej trzymał Radek dla którego priorytetem w podróży na Hawaje było właśnie zobaczenie lawy. Mieliśmy farta, udało nam się być bezposrednio świadkami tworzenia się lądu, rozrastania się wyspy Big ISland. Faktycznie robi to niesamowite wrażenie i plasuje się w moim TOP 3 wyjazdu :)
Podróż WELCOME TO HAWAII - DZIEŃ 12
2013-03-18