Podróż Bałkany 2012 - Dzień dwudziesty siódmy. Jedziemy do Vlore.



2012-09-16
Rano korzystając z pięknej pogody poszliśmy na plażę. Następnie udaliśmy się na śniadanie (ponownie do Castle) i ok 12:00 opuściliśmy Ksamil. W planie mieliśmy dojechać do Vlore. Jechaliśmy piękną trasą (stan dróg w większości dobry) z Sarande do Vlore. Co chwilę padal deszcz lub wychodziło słońce z tęczą. Zatrzymywaliśmy się na różnych plażach. Wszystie były puste, a jedynymi plażowiczkami były krowy, które wylegiwały się na białych kamieniach. Przed Vlore rozpadało się na dobre. Akurat kiedy musieliśmy naszym niepełnosprawnym samochodzikiem wjechać na wysokość 1055 m n.p.m. To było przerażające doznanie.. ulewny deszcz przez który nic nie było widać, mgła, urwiska i serpentyny. Na szczęście udało się pokonać tę drogę i w okolicy Orikum znaleźliśmy genialną knajpę (niestety nie pamiętam nazwy, ale było to gdzieś przy drodze między Orikum a Vlore). Naszą uwagę przykuła jagnięcina na ruszcie. Restauracja była duża i większość stolików było zajętych, w większości przez miejscowych, którzy przychodzą do restauracji całymi rodzinami po kilkanaście osób. Zamówiliśmy po 0,5 kg mięsa + sałatkę szopską + sos tzatziki. Wszystko było przepyszne. Kelnerzy mówili po angielsku. Najedzeni ruszyliśmy w stronę Vlore. Były tam remonty dróg i dojazd do naszego hotelu był utrudniony. Hotel był bardzo ładny. Było już późno więc już nie wychodziliśmy z hotelu (przejażdżka samochodem nie zachęciła nas do spaceru po mieście, mieliśmy dosyć daleko z hotelu do portu). Przez okno posłuchaliśmy modłów dobiegających z pobliskiego minaretu i poszliśmy spać.