Rano pojechaliśmy taksówką na lotnisko skąd mieliśmy odebrać samochód. Tym razem Budget. Niestety pan, który tego dnia miał dyżur utknął gdzieś w korku i spóźnił się prawie godzinę. Dał nam kilka wskazówek odnośnie podróżowania po Albanii, nauczył kilku słów (zapamiętałam: "faleminderit" - dziękuję, "po" - tak, "jo" - nie) i ruszyliśmy. Zanim wyjechaliśmy z Tirany zatrzymała nas policja. Nie wiedzieliśmy o co chodzi policjantowi bo mówił tylko po albańsku. Powtarzał Elbassan (miejscowość, w kierunku której jechaliśmy). Po chwili zrozumieliśmy, że chce się z nami zabrać i takim oto sposobem jechaliśmy z policjantem przez ok 1h. Po drodze rozmawiał z kimś przez telefon krzycząc ile pary w płucach więc trochę się go obawialiśmy. Po jakimś czasie jednak poprosił kartkę. Zapisał nam swoje imię i nazwisko + nr telefonu, z dopiskiem "policaj" i swoją parafką. Na migi zakomunikował, żebyśmy pokazywali tę kartkę każdemu policjantowi, który nas zatrzyma. Super :) Nazywał się Resmi Broshka. Podpowiadał nam którędy jechać. Wyżynne okolice Krraby są bardzo malownicze. Pan policjant wysiadał w Elbasan, pytał czy wejdziemy na kawę, ale się śpieszyliśmy więc podziękowaliśmy i pojechaliśmy w stronę granicy z Macedonią. Drogi w Albanii są TRAGICZNE!!! A kierowcy jeszcze gorsi. Baliśmy się, że nasz malutki samochodzik (Chevrolet SPARK) nie da rady. Już od pierwszego dnia musiałam wysłuchiwać, że to przez moją oszczędność jezdzimy tekturowym pudełkiem, po górach, narażając się na niebezpieczeństwo. Trochę w tym prawdy było bo nasz samochodzik nie miał siły jechać pod górkę, ale za to z górki jechał aż za szybko, bo nie działały mu dobrze hamulce.. Jakoś dojechaliśmy do granicy, pogoda piękna, na miejscu kupiliśmy "zieloną kartę" i już byliśmy po drugiej stronie granicy. Widoki na jezioro Ohrid i góry były piękne. Dojechaliśmy do miasta Ohrid i przez informację turystyczną znaleźliśmy nocleg. Mieliśmy problemy z wyjęciem pieniędzy z bankomatu, a terminal nie czytał naszych kart. Jakoś się udało i przyjechał po nas właściciel kwatery. Jadąc za nim dotarliśmy do pokoju. Lokalizacja była super, na wzniesieniu, na starym mieście. Gospodarz uraczył nas swoją rakiją na balkonie, z którego rozciągał się widok na jezioro. Wyszliśmy na spacer po mieście. Jest tam fajny pomost, którym idzie się nad jeziorem tuż przy skałach. Zobaczyliśmy starożytny teatr, bramy, cerkiew św. Zofii i cerkiew św. Jana Teologa z Kaneo (ta najładniej położona, tuż nad jeziorem). Pod wieczór zerwał się silny wiatr przez co fale na jeziorze było ogromne. Poszliśmy na kolację i do pokoju.
Podróż Bałkany 2012 - Dzień dwudziesty czwarty. Kilka godzin w Macedonii
2012-09-13