Po takim wspaniałym początku dnia wydawało się, że dalej będzie jeszcze piękniej bo jedynie przeprawa promowa dzieliła nas od Kazimierza Dolnego – miasta perełki. A obraz jaki pozostał w głowie, choć precyzyjniej to pewnie w sercu, po poprzednich wizytach w tym miasteczku był taki sielankowy. Senna atmosfera małego miasteczka, wybrukowany kocimi łbami malowniczy rynek wznoszący się ku kościołowi farnemu z charakterystyczną studnią pośrodku, renesansowe kamieniczki i wspaniałe panoramy ze wzgórza zamkowego i Góry Trzech Krzyży. Cóż za szok przeżyliśmy jak zamiast tego zobaczyliśmy dzikie tłumy, rynek szczelnie zastawiony kramarzami wszelakimi a w całym mieście i okolicach słychać było niewyobrażalne wrzaski dobiegający z ogromnej sceny ustawionej pośrodku. Mieliśmy niebywałe szczęście trafić na Ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych połączony z ludowym jarmarkiem… Uwaga to jest impreza cykliczna i odbywa się corocznie w czerwcu!
Po kilku chwilach spędzonych w wyjątkowo ‘przytulnym’ tego dnia rynku, zjedzeniu obowiązkowego koguta od Sarzyńskiego uciekliśmy na Górę Trzech Krzyży. Tu było niewiele lepiej… Po raz pierwszy z ulgą i radością wyjeżdżałem (uciekałem) z Kazimierza. Ale kto wybiera się w takie miejsce w długi weekend?!