Podróż Zachód USA w 10 dni - Czwarty dzień – droga przez pustynię i LV



2012-09-06

Czwarty dzień naszej wycieczki miał najbogatszy program. Planując prawdopodobnie trochę przesadziłam – 450 km drogi z Independence w Kalifornii do Las Vegas, po drodze zwiedzanie Doliny Śmierci, a wieczorem kasyna Miasta Grzechu. Wiedziałam, że na pustyni będzie niewiarygodnie gorąco, ale nie umiałam sobie wyobrazić, że upał tak wyczerpuje. Drugą kwestią, której nie dosięgła moja wyobraźnia był upał nocą w Las Vegas… Ale po kolei…

Z Independence wyjechaliśmy wcześnie – około godz. 8:00 rano. Zaopatrzeni w rozwodnioną, ale jednak odpowiednią dawkę kofeiny ruszyliśmy w stronę Lone Pine na południe, a następnie z trasy 395 skręciliśmy na wschód na drogę 190 wiodącą do samego serca Doliny Śmierci. Po półgodzinie wokół nas była tylko żółta wyschnięta ziemia, smętne kępki trawy i Drzewa Jozuego swoimi gałęziami zwróconymi do nieba wołające o deszcz.

Ponieważ na zwiedzanie Doliny Śmierci mieliśmy tylko fragment dnia, wyglądało to tak, że zatrzymywaliśmy się w kolejnych wybranych punktach, zwiedzaliśmy i ruszaliśmy dalej do kolejnego punktu.

Naszym pierwszym celem były Mesquite Flat Sand Dunes – piaszczyste wydmy usypane wśród otaczających je górskich wzniesień wyglądają, jakby ktoś wywrotką nawiózł w to miejsce niebotyczne ilości złotego piasku, który zmienia swoje ułożenie w zależności od tego, w którą stronę wieje wiatr. Tam zobaczyliśmy pierwsze ostrzeżenia o upale, który zabija i poczuliśmy jak przyjemne ciepło w ciągu kilku sekund zamienia się w trudny do wytrzymania upał. 

13 km dalej, za Mesquite Flat Sand Dunes znajduje się centrum ruchu turystycznego w Dolinie Śmierci – czyli Furnance Creek. To największa osada i miejsce, gdzie można uzyskać wszelkie potrzebne informacje. Tam kupiliśmy bilet i dostaliśmy szczegółową mapę Parku, która dostępna jest także w wersji elektronicznej na stronie internetowej Doliny Śmierci .

Następnie pojechaliśmy do Badwater. Jest to słone jezioro, które o tej porze roku prawie zupełnie wysycha, a ślad po nim stanowią płaty białej jak śnieg soli. O niezwykłości tego miejsca decyduje nie tylko sól, ale przede wszystkim położenie 86 m pod poziomem morza. Jest to najgłębsza depresja w Stanach Zjednoczonych, a przy okazji najgorętszy punkt na kuli ziemskiej. Po zaparkowaniu samochodu wybraliśmy się na krótki spacer w głąb jeziora. Jeszcze na początku przechadzki zastanawialiśmy się dlaczego tak mało osób decyduje się pójść dalej, tam gdzie widoki są ciekawsze. Po chwili jednak organizmy dały nam odpowiedź. Do dziś nie wiem, czy to upał, czy sól, czy może położenie tak nisko pod poziomem morza sprawiały, że ciało bardzo szybko się męczyło. Możliwe, że nie ma w tym wielkiej tajemnicy, bo upał był nieznośny, a my dotarliśmy do Badwater akurat w południe. Nie chodziło już nawet o pot zalewający czoło, ale o fatalną zadyszkę. Czułam jakbym szła pod stromą górkę, gdy tymczasem przeszłam zaledwie kilkaset metrów po płaskim terenie.

Na szczęście auto nas nie zawiodło – odpalało po każdym postoju i szybko chłodziło kabinę, pomimo, że siedzenia były rozgrzane do czerwoności i aby na nich usiąść musieliśmy rozkładać ręczniki. Po Badwater pojechaliśmy z powrotem w kierunku Furnance Creek skręcając jedynie na krótką jednokierunkową, ale dobrze utrzymaną trasę Artists Drive. Wiedzie ona wśród skał zabarwionych na czarno, żółto, różowo, zielono, a nawet fioletowo, do najbardziej malowniczego i kolorowego punktu Artists Palette, przy którym jest parking. Jest on ulokowany między skałami, a cisza i spokój oraz okoliczności przyrody dają klaustrofobiczne wrażenie, jak gdyby otaczająca sceneria byłą jedynie teatralną dekoracją.

Po dojechaniu do Furnance Creek wjechaliśmy na dalszy odcinek drogi 190 prowadzącej w stronę Las Vegas. Byliśmy wykończeni i stąd postanowienie, aby kierować się już prosto do miasta. Jednak nie mogliśmy się oprzeć i zatrzymaliśmy się w jeszcze jednym punkcie – Zabriskie Point. Każde z miejsc widokowych w Death Valley jest inne. Zabriskie Point to punkt widokowy rozpościerający się na tzw. badlandy, których zbocza w tym miejscu mają złoty kolor przypominający kamień – kocie oko, a ich szczyty są czarne, jakby wypalone.

Z Zabriskie udaliśmy się już w kierunku drogi 95 w Nevadzie, która prowadzi od północy do Las Vegas.

Po kilkuset kilometrach jazdy przez odludzie na horyzoncie pojawiły się zabudowania Las Vegas. To miasto jest jak gigantyczny statek kosmiczny, który wylądował na pustyni.

Obserwacja przedmieść dała nam obraz zamożnego czystego, ale zakorkowanego miasta poprzecinanego autostradami. 

Opis naszego czwartkowego wieczoru spędzonego w Las Vegas można zacząć od wymienienia, czego nie udało nam się zrobić.

- Nie udało się zobaczyć lwów w hotelu MGM – nie wiem nawet czy nadal tam są. Przewodnik zapewniał, że tak, ale na miejscu nie było śladu po lwach.

- Nie zagraliśmy na automatach ani w ruletkę

- Nie oglądnęliśmy wszystkich najważniejszych hoteli przy Strip

- Nie zrobiliśmy sobie fotki przy słynnym znaku „Welcome to Fabulous Las Vegas”

Obwiniam upał – upał, który towarzyszył nam tego dnia w Dolinie Śmierci, ale też upał, który nie odpuścił nawet w nocy w Las Vegas. Owszem czytaliśmy wcześniej w przewodniku, że w tym mieście panuje upał nawet nocą – w końcu to pustynia. Ale to była jedno z tych doświadczeń, które trzeba przeżyć, aby uwierzyć.

Udało się nam co prawda zobaczyć hotel „New York-New York” udający Wielkie Jabłko, gigantyczny „Venetian”, Słynny MGM (byliśmy nawet w środku w poszukiwaniu lwów) oraz „Paris”. Na koniec spędziliśmy 20 minut pod hotelem Bellagio, gdzie co kwadrans można podziwiać słynne fontanny tańczące w rytm muzyki. Przyznaję, że wtedy zupełnie mnie to nie interesowało. Chciałam iść spać, chwilami kusiła mnie nawet myśl, aby położyć się byle gdzie i zasnąć. Dzisiaj cieszę się, że zostałam zmuszona do oglądnięcia spektaklu, bo było warto. Woda tryskająca kilkadziesiąt metrów w górę, wybuchająca w kulminacyjnych momentach w rytm piosenki Elvisa Presleya „Viva Las Vegas” robiła wrażenie. Poza tym, te fontanny to dzisiaj symbol miasta.

 

 

  • Droga z independence
  • Dolina smierci 02
  • Artists palette 02
  • Dolina smierci 03
  • Badwater
  • Las vegas 01