2 listopada po godzinie 20 ponownie jesteśmy w Singapurze. Dwuipółgodzinny lot Air Asią z Bali upływa szybko. Tym razem taksówkarz nie ma problemów i wkrótce znajdujemy się w hotelu Swissotel Merchant Court. Położony jest on przy nabrzeżu rzeki Singapur nazywanym Clarke Quay. W XIX wieku mieściła się tam cała sieć nadrzecznych magazynów (pełniły one swoją rolę do drugiej połowy XX wieku) - w tej chwili jak niemal wszystko w Singapurze przekształcona w centrum rozrywkowo - gastronomiczne. Szczególnie po zmroku prezentuje się barwnie.
Rankiem śniadanie w hotelu - nie tak eleganckie jak w hotelu Conrad ale również smaczne szczególnie owoce które przypominają nam Bali - jackfruty i salaki. Wyruszamy zobaczyć dzielnicę chińską - Chinatown. Tylko jedna przystanek metra i już jesteśmy w dzielnicy chińskiej. Nie udało nam się przejść zbyt dużego obszaru :) Dziecięce nogi i pogoda w Singapurze mają swoje ograniczenia … Nogi oczywiści natychmiast zaczęły boleć a pogoda od rana dawała nam znać że znowu nam zaprezentuje co to jest tropikalna ulewa … Po wyjściu z metra prawie od razu udało nam się trafić na ulicę Pagoda Street która jest jedną z najbardziej obleganych przez turystów. W przeszłości mieściły się tu palarnie opium i miejsca gdzie handlowano kulisami (najniżej płatni robotnicy - często pół-niewolnicy). Kulisi byli tu przetrzymywani często w nieludzkich warunkach dopóki nie znaleźli się na nich kupcy. Dziś pięknie odnowione shophousy pełne są sklepów pamiątkarskich - jeśli poszukujesz pamiątki z Singapuru jest to dość dobre miejsce bo ceny są niskie.
Nazwa ulicy bierze się od hinduistycznej świątyni Śri Mariamman która posiada podobną do pagody wieżę gopuram - świątynia mieści się na końcu Pagoda Street. Mariamman to hinduska bogini matka chroniąca ludzi przed chorobami - również bogini płodności i deszczu. Świątynia jest pierwszą i najstarszą i najokazalszą świątynią hinduistyczną Singapuru. Zbudowana w roku 1827 w stylu Dravidian przez imigrantów z południowych Indii. 6 piętowa wieża gopuram została zbudowana już w XX wieku - w całości zajmują ją posągi najrozmaitszych bóstw. Do świątyni wchodzimy na boso - płaci się za fotografowanie ale w kasie nie mogli znaleźć odpowiedniego biletu więc nic nie zapłaciłem … Na mnie świątynia zrobiła duże wrażenie bogactwo bóstw, zwierząt i wspaniały koloryt, trzeba dodać że jest to jak najbardziej miejsce żywe pełne modlących się wiernych.
Zaraz po opuszczeniu świątyni rozpętała się ulewa którą przeczekaliśmy w sklepach z których w końcu udało nam przedostać się do buddyjskiej Świątyni Zęba Buddy - Buddha Tooth Relic Temple and Museum. Jest to nowa świątynia zbudowana w 2007 w stylu chińskiej dynastii Tang. Oprócz właściwej świątyni mieści się tu ciekawe Muzeum Historii Buddyzmu - można prześledzić tam historię tej religii, zobaczyć przedstawienia Buddy z różnych krajów (Chiny, Siri Lanka, Birma, Laos). Na jednym z pięter świątyni znajduje się 420 kilogramowa stupa na której piedestale znajduje się relikwia zęba Buddy (sama relikwia pochodzi z Birmy), również podłoga wyłożona jest szczerozłotymi płytkami - w tym miejscu obowiązuje zakaz fotografowania. Na dachu znajduje się mały ogród a w nim największy na świecie wykonany techniką cloisonne (pokrywanie wielobarwną emalią niewielkich segmentów zdobionego przedmiotu, które to części są wydzielane przez przylutowywanie cienkich blaszek lub drutów) młynek modlitewny. Obracanie młynka daje taki sam efekt co wypowiadanie napisanych na nim modlitw. Wstęp bezpłatny.
Po zwiedzaniu posilamy się jedzeniem w małej chińskiej knajpce - bardzo mi smakuje jedzenie (kurczak) jest nie tylko ostre ale bogate w pachnące ziołowe aromaty (około 40 SGD).
Trzeba tu jeszcze dodać że klimatu dzielnicy dodają sklepy gdzie można wciąż znaleźć typowo chińskie specjały: oryginalne herbaty, płetwy rekina, ptasie gniazda, ogórki morskie (jadalne strzykwy), jakieś węże i inne stworzenia w butelkach. Ptasie gniazda mają nieprawdopodobnie wysokie ceny.
Wieczorem robimy jeszcze spacer brzegiem rzeki, podziwiamy wspaniałe owoce morza na wystawach, dochodzimy aż do Meriliona, niestety deszcz leje solidnie i psuje nam trochę przyjemność.