Nordkapp - tu się zaczyna strefa kosmicznych cen, komercha podniesiona do obłędu. Za przejazd tunelem płacimy 286 NOK czyli 145 auto z kierowcą i po 47 NOK za każdą "duszyczkę".
17.07.09 -
Zjeżdżamy do Honningsvag aby zatankować, zrobić zakupy i dalej podążamy na północ. Rozbić namiot jest raczej ciężko, bo wszędzie są tylko skały, no i dla odmiany znowu pada. Wynajmujemy domek w Skarsvag (500 NOK/ dobę).
Z pamiętniczka turystki:
"po 23.00 wyruszamy na Nordkapp (215 NOK za głowę), bo przestało padać i trochę się rozjaśniło. Nordkapp tonął w chmurach, zaczęło znowu padać, wróciłyśmy o 1.30 na nocleg. Decydujemy się zostać na jeszcze jeden nocleg, aby dać szansę pogodzie na poprawę. W ciągu dnia zamierzamy zwiedzać półwysep."
I uwaga - bilet na sam cypel jest ważny 48 h więc jeżeli będziecie mieli zamiar tam wrócić warto to powiedzieć przy zakupie biletu. Obsługa wpisuje na bilece numery rej. samochodu i można ponownie bez problemu wjechać. Warto też zwrócić uwagę na godzinę wjazdu, jeżeli jest to krótko przed północą, lepiej wjechać po północy, zyskuje się więcej czasu na ponowny wjazd.
18.07.09 -
to już 6-ty dzień naszej wyprawy, zaczął się bezdeszczowo ale było pochmurnie. Po śniadaniu podjechałyśmy do Skarsvag aby krótką górską ścieżką dojść do Kirkeporten - łuku skalnego nad brzegiem morza. Na zdjęcie z pieknie zachodzącym słonkiem nie było szans ale zarówno ścieżka jak i cała okolica była przepiękna, szczególnie skały.
Potem szybki obiad i kolejny wjazd na cypelek z nadzieją na odrobinę lepszej pogody. Początkowo nie padało to się pokręciłyśmy po okolicy. W międzyczasie dojechał pod globus rowerzysta mijany przez nas po drodze: starszy, sympatyczny pan, w krótkiej rozmowie okazało się, że mieszka w RPA, zwiedza świat na rowerze a na Nordkapp przyjechał z Tromso i dalej jedzie w kierunku rosyjskiej granicy.
Zrobiło się późno, na lepszą pogodę nie było widoków to postanowiłyśmy podjechać do Gjaesvaer - malutkiej rybackiej mieścinki. Okazała się bardzo ładnym zakątkiem, bez turystów. Potem powrót na nocleg.
19.07.09 -
po śniadaniu pakujemy sie, opuszczamy nasz domek i ponownie na nasz ulubiony cypelek. Pogoda trochę jakby lepsza, robimy kilka kolejnych zdjęć. Zjeżdżamy w dół aby zatankować auto, no i nie widziałyśmy jeszcze jednej wioski czyli Kamoyvaer. Pod wieczór obrałyśmy już azymut na wyjazd ale coś nam kazało zajrzeć na cypel, więc jedziemy po raz czwarty. Po 2 godzinach czekania dałyśmy sobie spokój i "obrażone" na pogodę pojechałyśmy dalej. Nocleg miałyśmy 60 km. przed Altą.