Wstajemy o 6 , ciągle pada i jest 12 C. Przed 8 jesteśmy na stacji kolejki wąskotorowej Mocanita. Kupujemy bilety i zajmujemy miejsce w pociągu. Spotykamy trójkę rodaków z Poznania.Przed 9 odczepiają nasz wagonik ,a cały skład rusza bez nas.... Okazało się że mamy jakąś awarię. Przesadzają nas do rezerwowego wagonu i podczepiają pod inną kolejkę. Ruszamy z prawie godzinnym opóźnieniem. W między czasie przychodzą dziewczyny przebrane w mundury kolejarskie i chyba w ramach przeprosin częstują wszystkich wódką i rozdają pamiątkowe kartki pocztowe. Po 2 godzinach dojeżdżamy do przystanku końcowego. Tam zorganizowany jest bufet.
W drodze powrotnej przygody nas nie omijają. Pada deszcz , jest ziomno więc w każdym wagonie jest piec opalany drewnem. Nagle w ostatnim wagonie wybucha pożar . Na dodatek tenże wagon wykoleił się. Pożar dość szybko ugaszono , ale są problemy z wstawieniem wagoniku na tory. Cała operacja trwała ponad godzinę ,a my czekaliśmy w środku lasu marznąc i moknąc.
Wracamy po 15 więc decydujemy się że w tym samym dniu dojedziemy jeszcze do Sapanty .