Czwartek, 26.VII.2012
W Vik zatrzymujemy się na 2 dni. Co za ulga! Przez 2 dni nie musimy się pakować, a także nie musimy znowu przemierzać setek kilometrów. Pogoda jest dziś wspaniała, więc po śniadaniu udajemy się w 2 miejsca, z których Vik jest znane: Reynistfjara oraz słynne skały Dyrholaey, które jednocześnie są siedzibą jednej z największych kolonii maskonurów w Islandii.
Zasadzam się z aparatem aby porobić tym ślicznym ptaszkom zdjęcia. Nie jest to łatwe zadanie zważywszy na to, że maskonury latają szybko i eratycznie. Raz po raz wychodzą mi nieudane zdjęcia, a czas płynie... Mariola sie już niecierpliwi i postanawia zacząć wracać pieszo. Umawiamy się, że wracając wezmę ją z drogi. Nie upłynęło jednak 15 minut gdy Mariola nagle pojawia się z powrotem z tajemniczym uśmiechem...
--Wyobraź sobie, że zaatakowały mnie mewy-- zaczyna --najpierw myślałam, że to przypadek, ale gdy próbowałam iść dalej, to mewy coraz to zajadlej zaczęły mi latać nad głową, a jedna mnie nawet dziobnęła. Uciekłam stamtąd w popłochu. To było zupełnie jak u Hitchcocka.
Okazało się, że droga prpwadzi przez łąkę, na której tysiące mew miało swoje gniazda, więc gdy zobaczyły intruza powoli poruszającego się przez ich terytorium, to zaczęły działać. Samochodu nie atakowały prawdopodobnie dlatego, że ten porusza się o wiele szybciej, ale powoli poruszającego się człowieka uznały już za zagrożenie.