Po zmianie planów przestaliśmy zerkać na zegarek. Od tej chwili nie mieliśmy żadnych planów, oprócz jednego, żeby spędzić miesiąc w Norwegii. Mieliśmy wszystko co było do tego potrzebne, byliśmy samowystarczalni, mogliśmy siedzieć w lesie długie tygodnie. Zwolniliśmy, zboczyliśmy z głównych tras. Jak znaleźliśmy ładną miejscówkę, to potrafiliśmy spędzić 2 noce nad rzeką, delektując się dziką, norweską przyrodą.
Sielankę przerwał nieoczekiwany wypadek. Padało i postanowiliśmy posiłek przygotować w namiocie. Palnik gazowy buchnął wielkim płomieniem i spalił nam jedną ściankę namiotu. Jak teraz sobie to przypomnę, to oddałbym każde pieniądze, żeby zobaczyć nasze twarze. Nie wiem jak długo siedzieliśmy w odrętwieniu i ciężkim szoku. Oczywiście nie poddaliśmy się, a przed deszczem chroniliśmy się przywiązywaną do namiotu folią plastikowo-aluminiową, lub wyszukiwaliśmy noclegów w najróżniejszych miejscach, byle były suche.
W taki oto niespieszny sposób dotarliśmy do Trollstigen (Drabiny Troli). Jest to zapierająca dech w piersiach droga. Tak przynajmniej sobie ją wyobrażam, gdy nie jest cała spowita w chmurach. Wjechaliśmy na szczyt i poprosiliśmy kierowcę, żeby nas wysadził. Kilka razy upewniał się, czy napewno się dobrze rozumiemy, czy jesteśmy pewni i świadomi naszej decyzji, bo przecież on może na nas chwilę poczekać. Uprzejmie podziękowaliśmy za przysługę i oddaliliśmy się we mgłę. Kupiłem widokówkę ze słoneczną Drabiną Trolii i zaczęliśmy łapać kolejną okazję. Po kilku godzinach bez rezultatu ruszyliśmy pieszo. średnio co godzinę mijał nas jeden samochód wypakowany po brzegi turystami. Nie było szans zabrać się z nikim. Już wiemy skąd takie zdziwienie naszego kierowcy. Mieliśmy tylko mapę całej Skandynawi w jakiejś ogromnej skali i nie chcieliśmy jej wierzyć że tu nic nie ma oprócz bezleśnych gór, strumieni i jezior. Mapa miała rację. Krajobraz urozmaicały tylko płaty śniegu, jeśli cokolwiek byliśmy w stanie dostrzec oprócz własnych butów. Mgła, deszcz, asfalt. Tak minęły nam chyba najbliższe 2 dni wielogodzinnej wędrówki z plecakami przygniatającymi nas do ziemi.