1997-08-02
Po dosyc puzniej kolacji,udajemy się do marketu,po zakupy (alko),ja nie mam peso.W portwelu tylko dolary.Ale nic sie niedzieje "ja stwaiam dzis, jutro odstawisz"nie ma problemu.Po zakupie wracamy na kwatery i impreza.Jest dosyc głosno,Agnieszka z naszej grupy robi siusiu na balkonie.Oj będą problemy- mysle.I sa problemy,do pokoju wpada rozswcieczony Hiszpan i krzyczy ze tak sie nie robi.Wstaje, nie znm hiszpanskiego i po angielsku do niego.On bardziej krzyczy.Ze Polacy tacy i tacy nie wiem co miał na mysli ale pewnie po jego purpurowej twarzy wnioskowałem ze słowa ostre padają.Mysle dosc sytuacja jest juz i tak napieta a widzę że moji znajomi coraz bardziej nerwowi.Ratuje sytuację wyciagam mój paszport i pomału mu tłumacze że my nie Polacy,my jestesmy amerykanie.Widzac że my amerykańska wycieczka,nerwy mu puszczaja.Dziewczyna ta co zrobiła "pipi"czarujaco sie usmiecha,szepcze do niej "ratuj sytacje skoro zrobiłas taki młyn"Agnieszka ratuje sytuacje usmiechami i swoim wdziekiem.Ja podaje Hiszpanowi kieliszka i jetsmy juz jak bracia :).Sytuacja opanowana,nie bedzie policji i nie zjawi się własciciel hotelu.Jest OK.Po wypiciu idziemy na basen ale nikt nie pływa.Trapolina nieczynna (niby).Do tego wrucimy pózniej.Trzeba isć spać.OK
  • Hiszpania,impreza
  • Hiszpania,po imprezie
  • Hiszpania,palimy cygara :)
  • Hiszpania,ja z kolezanką
  • Hiszpania,pokój po imprezie