Dzwonnik, którego szukaliśmy w Katedrze, miał na imię Quasimodo. Był pokracznym olbrzymem. Na oku panoszyła się ogromna brodawka, z gęby wystawał kieł, zza popękanych warg wyłaniały się krzywe , zepsute zęby.
Jakby tego było mało - był garbaty z przodu i tyłu, mial koślawe nogi i rude skołtunione włosy. Paryżanie wierzyli w jego kontakty z diabłem. Trudno wyobrażić gorsze szkaradztwo.
Oglądałam się trochę przerażona, bo wokól panowaly ciemności .Płonące przy ołtarzu świece nie dały rady rozproszyć snującego się w długich nawach mroku. Podeszłam kilka kroków w kierunku ołtarza i niespodziewanie dotknęłam czegoś zimnego - przeczytałam : " St. Joan of Arc (1412 -1431). Ciarki mi przeszły po krzyżu.
Dzwonnika nie zobaczyłam, Joanna nie zeszła z postumentu, świece płonęly równym płomieniem - wszystko jak należy. A wrażenia pozostały niesamowite. Zwłaszcza te kojarzące się z mrokami historii.