Jak już flamingi dały mi spokój, zaczęlismy sie przygotowywać do szukania największego gaju palmowego na ziemi. Podobno tysiące palm w jednym miejscu.
Raczej trudno nie było, zaraz po wjeździe do Elche zobaczyliśmy, że palmy dosłownie są wszędzie. Przy naprawdę wilekim skupisku zaparkowalismy i poszlismy szukać tej największej palmy czyli Palmy Cesarzowej Sissi.
Niestety ja się kiepsko przygotowałam, zadawałam mieszkańcom pytania o palmę, a oni woleli palmera, ja cos o cesarzowej oni o imperatorowej, w końcu okazało się, że główny ogród i palmiarnia to huerto del cura czyli ogród uzdrowienia, a że zaparkowalismy przy szpitalu, to nie wiedziałam kto wymaga leczenia ja czy oni i komu palma odbiła.
Oczywiście wszystkie palmy w mieście są do ogladania za darmo, ale ta jedna w tym ogrodzie wymaga opłaty.
Elche oprócz tych palm słynie z tzw Damy z Elche, tzn starożytnej rzeźby iberyjskiej, przedstawiającej popiersie młodej i bogatej kobiety. Rzeźba pochodzi z około 400-300 r. p.n.e. Dama z Elche uważana jest za jedno z najwybitniejszych osiągnięć sztuki iberyjskiej. Oczywiście oryginał jest w Madrycie, a kopia obok palmy cesarzowej w Huerto del cura.
Istnieje jednakże zagrożenie dla całego skupiska palm w Elche i nie tylko. Tak jak u nas szaleje szrotóweczka kasztanowiaczek, tak w Hiszpanii jakiś chrząszcz, który przywędrował z Afryki bez ważnej wizy, zżera od środka palmy. Podobno nie ma jeszcze na niego nic mocnego.