Podróż W Krolestwie Mayów - Spacerkiem po dżungli



Czwartek, 29.XII. 11

 

Mamy wreszcie pozytywną odpowiedź z Hidden Valley Inn, że mają miejsca już od wczoraj, więc dziś rano wyruszamy w długą, choć niezbyt daleką podróż w nowe miejsce. Żegnamy się z przemiłą obsługą tutejszego ośrodka i wyruszamy w drogę. Najpierw Lens podwozi nas na dworzec autobusowy do Belize City – 40 minut. Tu przesiadamy się na pamiętający napewno lepsze czasy autobus szkolny i ruszamy do San Ignacio. Miał być ekspres, ale chyba nie jest, bo zatrzymuje sie częściej niz autobus miejski w Krakowie i jedzie też z pewnością wolniej. Krajobraz się powoli zmienia na bardziej pagórkowaty a wokół nas jest zawsze bardzo zielona soczysta zieleń. Pasażerowie stanowią swoistą mieszankę etniczną i w dużej mierze przegląd mieszkańców Belize. Co ciekawe, że pomimo, iż jesteśmy w kraju angielskojęzycznym, to większość osób porozumiewa się albo po hiszpańsku, albo w jakimś dziwnym narzeczu, który angielski przypomina tylko jeśli się puści wodze fantazji.

 

Po blisko 3 godzinach jazdy docieramy do San Ignacio, małego miasteczka położonego w środkowej części kraju. Tu przesiadamy się do mikrobusu przysłanego po nas przez ośrodek. Droga jest fatalna i przez większą część trasy samochód kolebie się jak mała łódź podczas sztormu. 50 kilometrów jedziemy prawie 2 godziny. Po sześciu godzinach od wyruszenia z Burrel Boom docieramy na miejsce. No i pomyśleć, że w Europie cały kraj podobnej wielkości przejeżdża się w 2 godziny.

 

Piątek, 30.XII.11

 

O 8 rano wyruszamy do Caracol. Nasz kierowca i przewodnik zarazem jest Mayem. Czas z nim mija szybko bo nie tylko, że zna się na swej robocie i ma dużą wiedzę, to jednocześnie ma doskonałe poczucie humoru, które mi bardzo odpowiada. Również, co bardzo mi się podoba, to to, że nie miesza faktów z baśniami, na które turyści są często bardzo łasi. W ciągu tygodnia, jak nam tłumaczył manager naszego ośrodka, jest o wiele mniejszy ruch, więc dlatego zdecydowaliśmy się zerwać o świcie już w pierwszy dzień po przyjeździe do Ukrytej Doliny i odbyć znowu trasę 60 kmpo wielkich wertepach. Musimy być w wyznaczonym punkcie o ustalonej godzinie aby uformować kilkusamochodowy konwój, który jest ubezbieczany z przodu i z tyłu przez wojsko. Przyczyna? Caracol jest położone tuż przy granicy z Gwatemalą, a stamtąd banditos często zapuszczają się na stronę belizyjską, więc na wszelki wypadek…

 

Caracol było w okresie swojego największego rozkwitu w VII wieku n.e. większe i ludniejsze niż Belize City, największe obecnie miasto w Belize. Najstarsza tutejsza budowla pochodzi z I w.n.e. a najnowsza została zbudowana w X wieku. Z badań archeologicznych wynika, że losy Caracol i pobliskiego, lecz leżącego już po stronie gwatemalskiej Tikal, były ze sobą splecione. Caracol zostało na powrót odkryte dopiero w latach 30-tych XX wieku. Prowadzone od około 20 lat intensywne prace wykopaliskowe powoli wydzierają tropikalnej dżungli zagubione przed wieloma wiekami tajemnicze budowle. Dzięki zaawansowanym metodom poszukiwawczym udało się ustalić, że dżungla kryje około 30000 mniejszych i większych budowli, czyli znacznie więcej niż wiekie i sławne Tikal!

 

Sobota, 31.XII.11

 

Dziś jest Sylwester, który już po raz drugi z rzędu spędzamy w ciepłych krajach. Pora deszczowa w tym rejonie kraju daje o sobie jeszcze bardziej znać i dziś co chwilę przechodzą deszcze a niebo jest zachmurzone, więc pogoda niezbyt zachęca do jakichkolwiek dłuższych spacerów. Około godziny 14 niebo jednak się przeciera i wychodzi słońce, więc decydujemy sie na spacer po okolicy. Mały spacerek tak nas wciągnął, że zaczynamy podążać różnymi szlakami prowadzącymi przez dżunglę. Czasami przechodzimy przez strumienie a czasami wąska i kręta ścieżka prowadzi wzdłuż równie krętych strumyków. Ciszę często przerywają śpiewne głosy rozmaitych ptaków, których jednak nigdy nie widzimy. Jedyne zwierzęta, które nam często towarzyszą w naszej wędrówce to mrówki, ktore łatwo jest zauważyć na czerwonej ziemi, gdyż każda niesie sporej wielkości liść. Śmiesznie to wygląda, gdyż mrówki proporcjonalnie do wielkości liścia są praktycznie niewidoczne, więc wygląda to tak, jakby liście same maszerowały ścieżką. Od pewnego czasu idziemy wzdłuż rozlewającego się teraz szerzej strumienia. W pewnym momencie strumień się urywa a głośny szum wody daje nam do zrozumienia, że doszliśmy do wodospadu. Obchodzimy nieco w bok i dochodzimy do małej platformy widokowej, skąd częściowo widać jak woda spada w dół 230-metrowej przepaści. Z małej mapki ewidentnie wygląda, że doszliśmy do Tiger Creek Falls. Jesteśmy tym bardziej zauroczeni widokiem i miejscem, że dotarliśmy tu przez przypadek nie planując i nie wiedząc, że to miejsce jest tak niesamowite. Powrót do domu trwał godzinę i wkrótce po naszym powrocie lunął deszcz…

 

Natasza, jak się nam przedstawiła szefowa kuchni, przygotowała przepyszny zestaw potraw na kolację. Najlepsza była paella i prosiaczek z rożna. Ale i niektóre warzywa były doskonałe. Najbardziej utkwił mi w pamięci pewien osobliwy gatunek dyni, która bardziej przypominała chayote i podana byla upieczona z cukinią i różnymi ziołąmi. Fajerwerków żadnych nie było i Nowy Rok dyskretnie wskazał tylko mój zegarek w zaciszu naszej chatki przy wesoło trzaskającym ogniu w kominku…

 

Niedziela, 1.I.12

 

Nowy Rok przywitał nas piękną słoneczną pogodą, więc po śniadaniu postanawiamy pójść do innego wodospadu, o wiele niższego, ale według wszystkich, którzy go widzieli, najpiękniejszego w okolicy. Bierzemy ze sobą lunch, aby się posilić po drodze i wyruszamy. Mapa okolicy nie jest zbyt dokładna i w połowie drogi musieliśmy pomylić szlaki i po 2 godzinach marszu zamiast być nad wodospadem, wciąż przedzieramy się przez dżunglę. W międzyczasie słońce znika za grubą pokrywą chmur i zaczyna padać deszcz. W końcu po 2 i pół godzinie docieramy pod wodospad, przemoczeni i zziębnięci. Obiektywnie rzecz biorąc miejsce jest urocze, ale biorąc pod uwagę warunki czujemy się trochę nieswojo wśród huczącej wody otoczeni gęstwiną tropikalnej zieleni i sami pod ołowianym niebem, z którego nieprzerwanie kropi deszcz. Musimy odpocząć i coś zjeść, więc siadamy pod skałami, które nas trochę chronią przed deszczem i jemy nieco wilgotne kanapki, które nam jednak smakują jak najpyszniejsza potrawa pod słońcem. Z powrotem wracamy już bez eksperymentów głównymi szlakami. Deszcz pada prawie cały czas a kiedy następuje krótka przerwa w opadach i nam się zdaje, że zaczynamy powoli wysychać, to wtedy wszystko się powtarza i mokniemy po raz kolejny. Ale co za frajda jest po dotarciu do domu zrzucić mokre ubranie, wziać gorący prysznic, usiąść w wygodnym fotelu  przy strzelajacym w kominku wesoło ogniu i sączyć zimne piwo…

 

  • Czy Mayowie przepowiedzieli koniec świata?
  • Ruiny Mayów Caracol, Belize
  • Ruiny Mayów Caracol, Belize
  • Ruiny Mayów Caracol, Belize
  • Caracol, widok z II tarasu Piramidy Caana
  • Caracol, widok z III tarasu Piramidy Caana
  • Caracol
  • Caracol, Piramida Caana
  • Caracol
  • Caracol
  • Caracol
  • Caracol
  • Caracol, historia zastygnięta w kamieniu
  • Caracol, Piramida Caana
  • Caracol, Piramida Caana
  • Hidden Valley
  • Hidden Valley
  • Wodospady w Hidden Valley
  • Butterfly Falls
  • Caracol, Piramida Caana
  • Eskorta wojskowa
  • Rio Frio
  • Rio Frio
  • Rio Frio
  • Wodospady Rio on Pools
  • Caracol, widok z Piramidy Caana