Od dłuższego czasu miałem ochotę wybrać się na morskie połowy dorszy i potraktować to jak przygodę. Tym razem się udało. Wybrałem kuter, umówiłem się z kapitanem i o godzinie 5:45 czekałem żeby wejść na pokład. Most rozsuną się i około 20 jednostek wypłynęło na morze. Kutrem zaczęło huśtać, co jakiś czas pokonywaliśmy fale na których stateczek szybował 2 metry do góry po czym gwałtownie spadał. Oblał mnie zimny pot, a serce zaczęło walić jak szalone. Pomyslałem sobie, że tak właśnie zaczyna się choroba morska. Bałem się, że tego rejsu długo nie zapomnę i będą to najdłuższe godziny w moim życiu. Na szczeście po pół godzinie przeszło mi zupełnie. Przypłynęliśmy na pierwsze łowisko i zaczęło się wędkowanie.
5 złapałem :)