Drugiego dnia o 8 pobudka, szybki spacer na metro i jesteśmy w Luwrze tuż po 9. Wchodziliśmy do Luwru od metra, kolejki zerowe. Na miejscu okazało się, że przy głównym wejściu też nie ma kolejek. Warto więc przyjść wcześnie rano by tego uniknąć. Jak wyczytaliśmy w przewodniku w Luwrze znajduje się około 35 000 dzieł sztuki. Więc, żeby zwiedzić całość chyba nie starczyłoby nam pobytu. Znowu osoby z Unii Europejskiej, które nie ukończyły 26 roku życia miały wstęp darmowy.
Na początku udaliśmy się na wycieczkę do skrzydła włoskich malarzy. Tam jakby po drodze oglądaliśmy obrazy, podążając do perełki- Mona Lisy. Obraz ten chyba jako jedyny w Luwrze odgrodzony jest od zwiedzających, więc można go oglądać z kilku metrów. Wbrew temu co przeczytałem prędzej w internecie, można tam robić zdjęcia ale oczywiście bez flasha. Jako następny punkt do odwiedzenia wybraliśmy sobie skrzydło greckich antyków, ze sławną Wenus z Milo na czele. Rzeźba ta podobno straciła ręce w wyniku rozbicia się statku, który ją transportował o skały. Szczerze mówiąc nie jestem żadnym koneserem sztuki i nie mam pojęcia dlaczego akurat ta rzeźba jest najwybitniejszym odwzorowaniem Afrodyty.
Dalej udaliśmy się by zobaczyć rzeźbę ukazującą Ramzesa II. Stąd blisko było już do sali Medieval, gdzie można zobaczyć obraz średniowiecznego Luwru. Dalej błąkaliśmy się tak bez celu, oglądając co się trafiło. Na sam koniec zdecydowaliśmy wybrać się do Apartamentów Napoleona. Polecam wszystkim, żeby to zobaczyć.
Po wyjściu z Luwru, kolejka była już kolosalnych rozmiarów, całe szczęście, że nie musieliśmy w takiej stać, pół dnia mielibyśmy z głowy przez samą kolejkę. Otoczenie Luwru nie prezentowało się ciekawie, z fontann była spuszczona woda, pogoda nie była za ciekawa.
Powędrowałem jeszcze w kierunku Łuku Triumfalnego Karuzeli, znajdującego się w ogrodach Tuileries.