Bukareszt to bardzo specyficzne miasto. Opinie, które słyszałem wcześniej, były raczej negatywne - że socreal, brzydkie, hordy bezpańskich psów, itd itp. Faktycznie nie jestem w stanie powiedzieć o mieście, że jest ładne. Trzeba wziąć jednak pod uwagę jego burzliwą historię, zwłaszcza ostatnie kilkadziesiąt lat.
Do czasów II wojny światowej Bukareszt uważany był za najbardziej na zachód wysunięte miasto Wschodu. Znajdowały się tu cerkwie ormiańskie, meczety, bazary - bardzo widoczne były wpływy Imperium Ottomańskiego, pod którego wpływami miasto znajdowało się do XIX wieku.
Tragedia II wojny doknęła miasto, jednak nie była tak wielkim kataklizmem jak lata późniejsze. Prócz trzęsienia ziemi, które nawiedziło ten rejon w 1977 r. największych zniszczeń dokonała tzw. Systematyzacja. Polegała ona systematycznym wyburzaniu całych kwartałów miasta pod budowę nowych obiektów, szerokich alej i placów. Ponad 1/5 Starówki została zrównana z ziemią. Wiele cerkwi zostało przesuniętych z pierwotnych lokalizacji, a następnie szczelnie zabudowanych blokami z płyty. Z tego powodu ciężko jest czasem znaleźć cerkiewki sprzed kilku wieków.
Dawne budynki zostały zastąpione ciężkimi gmachami, ulice poszerzono do 2-3 pasów w każdą stronę, jednym słowem "uporządkowano". Jednocześnie zabito jednak coś czego odtworzyć się nigdy nie uda - ducha miasta, o czym mówią sami mieszkańcy Bukaresztu.
Symbolem odmienionej stolicy jest budynek parlamentu, kiedyś również siedziba prezydenta Ceausescu, drugi po Pentagonie pod względem kubatury budynek na świecie. 84 m wysokości, 330 tysięcy m2 powierzchni, sala z rozsuwanym dachem przez który mógł wlecieć helikopter, urządzone z przepychem wnętrza...
Naszym zdaniem Bukareszt warto zobaczyć, choćby po to, żeby spośród socjalistycznych bubli wyłuskać prawdziwe perełki dawnej architektury.