Nazwa stolicy Lanzarote pochodzi o wynurzających się fragmentów rafy arrecife.
Założona w XVI wieku przez kilka lat cieszyła się spokojem jednak kiedy nasiliły się ataki piratów powstały dwa zamki:Zamek Świętego Gabriela oraz Zamek Świętego Jana. Pierwszy usytuowany na wysepce z rozkazu króla Filipa II został po zniszczeniu przez piratów odbudowany i połączony z lądem mostem zwanym Puente de las Bolas, czyli mostem kul.
Właściwie spacerując nadmorskim deptakiem można zobaczyc najwięcej ale charakter obecnej stolicy w niczym nie przypomina starego Teguise.
Warta zobaczenia jest na pewno laguna Charco de san Gines najstarsza częśc miasta. Ja byłam tam trzykrotnie nie mogąc jakoś rozstac się z tym miejscem.
Białe domki, wieża kościoła Iglesja de San Gines, zakotwiczone łódki i ryby pływające w lagunie to wszystko ukazuje zupełnie inne oblicze miasta. Czułam ducha minionej epoki.
Dzięki Cesarowi Manrique to miejsce zachowało swój urok a cała zabudowa i to nie tylko w Arrecife ma maksymalnie cztery piętra wysokości. Jedyny wyjątek można odnaleźc właśnie tutaj 17-piętrowy budynek Gran Hotelu w Arrecife.
Klasyczna bryła hotelu nie jest architektonicznym sabotażem, postawionym w trakcie nieobecności artysty jak opisywało wiele przewodników ale świadomym działaniem Manrique, który chciał uzyskac efekt jak na Manhattanie.
Domy są niskie, o niebieskich lub zielonych okiennicach i specjalnie zaprojektowanych kominach w formie kopuły cerkiewnej.
Cały ten plan przyjął się i robi ogromne wrażenie. Jeśli ktoś nie przepada za białym kolorem może wybrac inny ale są to zazwyczaj wariacje na temat odcieni pastelowych i regulują to odpowiednie przepisy jakie kolory są dopuszczalne.