Nie miałam ochoty oglądac miejsc czysto komercyjnych, robionych pod turystów i stąpac po znacznie już wydeptanych ścieżkach.
Tym razem przyznaję-pomyliłam się , chociaż nieznacznie.
Jameos del Agua położone jest nad brzegiem morza. Znak rozpoznawczy w postaci ogromnego kraba zaprojektowanego przez Cesara Manrique widac już z daleka, zresztą ten znak również umieszczony jest na drodze wiodącej w tym kierunku. Nie ma możliwości pomyłki, nie da się tam nie trafic :)
Kolejki ustawiają się pod rzeźbą, ponieważ każdy chce miec zdjęcie z krabem za plecami a ja cierpliwie czekam, chcę kraba bez ludzi...... Ciężko się tam robi foty, pełno ludzi :(
Tunel , do którego organizowane są wycieczki to cud natury, który jest wynikiem erupcji wulkanu La Corona znajdującego się na północy wyspy.
Warstwa zewnętrzna lawy zastygała zalewając duże tereny natomiast wewnątrz lawa ciągle wrzała. Kiedy zakończyły się erupcje zaczęły zapadac się ściany i powstawały jaskinie i tunele wspaniałych kształtów i rozmiarów. Ten najpopularniejszy to Cueva de los Verdes, który ma około 2 km długości .
Jameos del Agua to ostatni fragment tunelu, wewnątrz którego utworzyło się naturalne słone jezioro odcięte od świata zewnętrznego około 3 tysiące lat temu.
Ciekawostką są mieszkańcy jeziora-małe kraby albinosy, które są zupełnie ślepe.
Cesar Manrique przekształcił to miejsce w arcydzieło sztuki użytkowej i z tym poglądem zgadzam sie bez wahania.
Pierwsze kroki kierujemy ku stromym, zakręconym schodom prowadzącym do jaskini pośród wspaniałej tropikalnej roślinności. Od razu rzucają się w oczy pomarańczowe krzesła restauracji. Wszystko jest wizją wspaniałego artysty, którego wyobraźnia nie znała ograniczeń. Mijając stoliki i błyszczący parkiet do tańca rozkoszowalismy się nastrojem chwili i delikatną muzyką płynącą spokojnie w tle...wszystko idealnie dopracowane. Rozstawiliśmy statyw i robiliśmy sobie pierwszy raz wspólne zdjęcia:)
Wychodząc z jaskini ktoś kto nie czytał przewodników może byc bardzo zaskoczony , my pomimo szerszego spojrzenia też byliśmy pod wrażeniem czegoś na kształt błękitnego oczka wodnego otoczonego palmami.
Wówczas sie rozdzieliliśmy, Łukasz poszedł do jaskini przekształconej w salę koncertową a ja do muzeum wulkanologii i tam zostałam dłuuugo.
To była bardzo pouczająca wizyta.