Arles w obrębie starego miasta oferuje turystom wiele kameralnych, rodzinnych restauracji. Po katalońskich doświadczeniach dania kuchnii prowansalskiej jawią się jako dzieła sztuki kulinarnej, zarówno pod względem estetyki, ale przede wszystkim zapachu i smaku. Restauracje zwykle nie oferują długiej listy dań, ale to co otrzymujemy to prawdziwe delicje. No i co równie ważne, jest możliwość nie tylko degustowania lokalnego wina.
Jedynym mankamentem, chociaż dla nas dosyć dotkliwym, jest stosunkowo wczesna pora zamykania restauracji. W kilku miejscach po 21. nie przyjmuje się nowych zamówień, a konsumujący odczuwają dyskomfort obserwując sprzątanie stołów i demontaż ogródków. Jak na rejon śródziemnomorski to może być zaskakujące, lecz w trakcie podróży trzeba to uwzględnić. W późnych godzinach pozostają tylko duże lokale z dużym przerobem. Ale to już nie to samo.
1. września 2010 r.
Przy śniadaniu właścicielka pyta nas, jak spędziliśmy wczorajszy dzień. Śmieje się głośno, gdy słyszy, że byliśmy w winnicach. Gdy ujawniamy dzisiejsze plany wyjazdu do Marsylii, szczerze nam odradza. Że tłum ludzi, że kłopoty z zaparkowaniem samochodu i ogólnie wszystkie niebezpieczeństwa dużego portowego miasta. Mimo rosnących obaw nie zmieniamy naszych planów. Wyruszamy do Marsylii.