Następnego dnia docieramy do położnej na zachodzie miejscowości Briksdal. Tutaj rozpoczynamy wędrówkę dość łatwym szlakiem, który prowadzi do najbardziej znanego lodowca Norwegii Jostedalsbreen, a dokładniej jego jęzora zwanego Briksdalsbreen. Jest on również największym lodowcem na kontynencie europejskim i stanowi część parku narodowego Jostedalsbreen National Park. Masyw lodu zajmuje obszar 486 kilometrów kwadratowych. W najgrubszym miejscu posiada 400 m głębokości, a jego najwyższy punkt lodowca wynosi 1957 m n.p.m.
Po drodze mijamy mnóstwo ułożonych stożków z kamieni. Kiedyś oznaczano w ten sposób drogi górskie - wysokie stożki kamienne były drogowskazami dla wędrowców. Na miejsce można dojechać także czymś w rodzaju autobryczki, ale z tego sposobu korzystają głownie niemieccy renciści oraz grupa osób o dalekowschodnich rysach twarzy, gdyż wówczas trudniej o spotkanie z kozami, powąchanie kwiatów czy poczucie bryzy z mijanych wodospadów. Pogoda wyjątkowo się tego dnia spisała, więc ponad godzinny spacer prowadzący pod morenę czołową lodowca był niezwykle przyjemny, zaś dzięki jednemu z mijanych wodospadów orzeźwiający prysznic mieliśmy gratis. Na końcu trasy naszym oczom ukazuje się w całej okazałości, błękitny, olbrzymi jęzor lodowca. Chyba po raz pierwszy widzę na raz tyle odcieni niebieskiego zmieszanego z zimną bielą lodowca. Zanurzamy dłonie w znajdującym się poniżej niewielkim jeziorku o niesamowicie turkusowej barwie, odpoczywamy chwilę ciesząc się rześkim, górskim powietrzem i udajemy się w drogę powrotną. Czas wyruszyć dalej.
Po drodze mijamy mnóstwo ułożonych stożków z kamieni. Kiedyś oznaczano w ten sposób drogi górskie - wysokie stożki kamienne były drogowskazami dla wędrowców. Na miejsce można dojechać także czymś w rodzaju autobryczki, ale z tego sposobu korzystają głownie niemieccy renciści oraz grupa osób o dalekowschodnich rysach twarzy, gdyż wówczas trudniej o spotkanie z kozami, powąchanie kwiatów czy poczucie bryzy z mijanych wodospadów. Pogoda wyjątkowo się tego dnia spisała, więc ponad godzinny spacer prowadzący pod morenę czołową lodowca był niezwykle przyjemny, zaś dzięki jednemu z mijanych wodospadów orzeźwiający prysznic mieliśmy gratis. Na końcu trasy naszym oczom ukazuje się w całej okazałości, błękitny, olbrzymi jęzor lodowca. Chyba po raz pierwszy widzę na raz tyle odcieni niebieskiego zmieszanego z zimną bielą lodowca. Zanurzamy dłonie w znajdującym się poniżej niewielkim jeziorku o niesamowicie turkusowej barwie, odpoczywamy chwilę ciesząc się rześkim, górskim powietrzem i udajemy się w drogę powrotną. Czas wyruszyć dalej.