Następnego dnia, wypoczęci, ruszyliśmy na podbój miasta. Okazało się być w sumie sympatyczne. Kilka ładnych kościołów, urocze uliczki, oraz imponujący zamek króla Jana Bez Ziemi, w którym znajduje się bardzo fajne muzeum. Po raz kolejny w trakcie tej wycieczki żałowaliśmy, że takich muzeów nie ma w Polsce...
Po południu wyprawiliśmy się w dalszą podróż. Celem była znowu nieduża wioska o nazwie Adare. Magda w przewodniku wyczytała, że wieś powstała w wyniku kaprysu jakiegoś lokalnego możnowładcy, który zbudował ją na wzór wsi angielskiej; niestety, obecnie nie jestem w stanie tego potwierdzić (wikipedia milczy na ten temat), niemniej skusiło nas to do jej odwiedzenia. Było to wystarczająco blisko do Limerick, a musieliśmy zostać w pobliżu Shannon, bo zbliżał się już termin naszego odlotu. Ale to też osobna historia...