Na miejscu nie było hosteli, skorzystaliśmy więc z pola namiotowego, usytuowanego nad samym oceanem. Trochę się baliśmy, że w razie sztormu zdmuchnie nam namiot, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło :-)
Samo Doolin jest przeurocze. Malutka wioska, z fantastycznymi pubami, sklepem z instrumentami muzycznymi i praktycznie niczym więcej. Można stamtąd przejść spacerkiem na skaliste wybrzeże Atlantyku, podziwiać fale roztrzaskujące się z hukiem o brzeg. Wieczorem zaś nie można nie wpaść do pubu, posłuchać muzyków zjeżdżających się tutaj z całej Irlandii (i nie tylko), którzy dają spontaniczne koncerty. Fantastyczne miejsce.