Przemierzając wschodnie wybrzeże wyspy południowej, z Dunedin w kierunku Christchurch, mniej więcej na 78 kilometrze znajduje się geologiczna perełka – olbrzymie kamienie na plaży Moeraki. Legendy maoryskie głoszą, że są to kosze na żywność zmyte z pokładu czółna, którym do Nowej Zelandii przybyli przodkowie z mitycznej ojczyzny Hawaiki.
Potężne głazy mają niemal idealnie kuliste kształty, ważą po kilka ton i osiągają średnicę do 3-4 metrów. Powstawały przez dziesiątki milionów lat. Minerały stopniowo narastały wokół jakiegoś obiektu (szczątków organizmów lub np. ziarenka piasku) w skale osadowej, przybierały formę kulistą i różniły się znacznie od skały, w której się wytrąciły składem chemicznym. Miały większą odporność na wietrzenie i twardość. Początkowo głazy uwięzione były w erodujących klifach niczym rodzynki w cieście a dzisiaj rozproszone są po plaży, niektóre częściowo zagrzebane w piasku. Po skale, która je zrodziła nie ma już śladu.
Głazy poruszyły moją wyobraźnię, tajemniczą atmosferę podkreślało niebo zaciągnięte chmurami oraz hałdy tego co żyje w morzu. Rozpoznałam wodorosty i brunatnice, które nim morze wyniosło na brzeg musiały tworzyć wspaniałe podwodne falujące lasy. Pozostałe przedziwne pacyficzne „stwory” wyglądały jakby jeszcze żyły i chciały zaatakować nieproszonych gości.