Ku Norwegii.
Dalsza droga to strzałka na północ. Ostatnie miasteczko fińskie przypomina mieścinę z kultowego serialu Przystanek Alaska. Na stacji benzynowej można kupić wszystko co potrzebne jest przeżyc w tundrze: od złowienia ryby po oprawienie renifera. Oczywiście zaopatrujemy się w piwo Karhu na zapas, bo w Norwegii będzie już tylko drożej. Na pytanie o cięższe alkohole pada odpowiedź pozytywna. Możemy zamówić i dowiozą kolejnego dnia. Nie skorzystamy:)
Mają tu prawie prohibicję a i tak w knajpie siedzi zdrowo zaprawiona ekipa...nieomalże w południe.
Nordkapp
Droga do przylądka północnego wiedzie przez kilka wysp, na ostatnią wjeżdża się podmorskim tunelem. Dość słono kosztuje opłata za przejazd - w 2 strony będzie to ok. 300 zł za auto i 4 osoby. W Norwegii okazji do takich podmorskich podróży jest sporo. Dla nas ten był najdłuższym i jedynym płatnym.
Podróż na Nordkapp okazuje się bardzo wyzywająca dla kierowcy. Jedziemy po skalistych wyspach, tuż nad brzegiem morza, przez niekończące się zakręty, serpentyny i góry. Nie czujemy zachodu słońca, które ociepla przełęcze, rzadziej strzeliste skały, nieomal ocierające się o auto. Skały ukryte w cieniu maja szary odcień, przytłaczają nas i spychaj do morza. Widoki są piękne i niepokojące. Już choćby z powodu warto jechać ku Przylądkowi.
Szczęście nam sprzyja i trafiliśmy na słoneczną pogodę, co nie jest tu takie oczywiste. Zbliżając się do końca drogi wjechaliśmy w gęstą mgłę. Na końcu drogi wynurzyła się płatna za wjazd na Nordkapp bramka wjazdowa. To niesłychane ale półwysep tonął we mgle, jakby specjalnie zasłonięty przed okiem ciekawskich, opatulony puchową pierzynką. Tajemnicza chmura zniknęła około północy. Może to czary a może to najniższe położenie słońca względem linii horyzontu wzmaga wiatr rozwiewający mgłę.
Kusił nas widok morza i słońca z kilkudziesięciometrowej skały, toast i ciepłą kawa w barze. Jednak wizja noclegu w tym bardzo wietrznym miejscu, wydatek kilkuset złotych za wjazd, zasłyszane opinie o bardach, pamiątkach i dyskotece na Półwyspie zatrzymały nas u wrót Nordkappu.
Nie żałujemy. Chcieliśmy dotrzeć jak najdalej na północ, a takie miejsce znajduje się na wysuniętym o 1,5 km na pn od Nordkapp Półwyspie Kniverskjellodden. Wystarczyło zawrócić główną drogą i zatrzymać się na pierwszym napotkanym dzikim parkingu. Nie byliśmy sami, stały tam 2 auta z Polski, po jednym z Niemiec, Litwy oraz Czech.
Po całym dniu podróży ok. 21.00 ruszyliśmy zaopatrzeni w puszki i żubrówkę z Polski aby wrócić nad ranem ok. 5.30. Droga to ponad 3 godziny dość forsownego marszu. Aby wyobrazić sobie widoki wystarczy przypomnieć baśniową krainę z Władcy Pierścieni – Rohan. Przyroda, niegasnące przez cały czas słońce, droga na koniec, jakby w Bieszczadach połączonych z oceanem, widoki dalekich wysp, tundra...strumienie, oczka wodne, samotnie wołający ptak i renifer wynurzający się z mgiełki. Po ok. 3 h dochodzi się do linii morza. Stąd doskonale widać jak na dłoni Nordkapp. Tu można i powinno się przenocować, w spokoju, przerywanym kwileniem ptaka zaniepokojonego naszą obecnością, przy lekkim szumie morza. Nie wzięliśmy śpiworów i namiotów, rozgrzewaliśmy się więc widokami, drogą powrotną, emocjami wyborczymi, (kolejnego dnia w Polsce wybrano na prezydenta B.Komorowskiego). Nie brakuje to drzewa na opał, choć beż siekiery ani rusz.
Morze wyrzuca na skalisty brzeg piękne bale drewna, przez lata pozbawionego kory, idealnie białego/ Widzieliśmy wręcz setki takich bali.
Jest drzewo spławiane syberyjskim rzekami, które urwawszy się flisakom przez całe lata dryfuje wokół Skandynawii.
Podróż powrotne zapowiada się na trudną i taka była. Nasz dzień po 22 godzinach skończył się noclegiem w aucie.