Podróż Skandynawia z rowerami na dachu - Połnocne fiordy



Alta.

Kolejnego/tego samego dnia  budzi nas słońce wdzierające się do auta. Trochę jesteśmy śnięci, a po drodze robi się mały zator przez stado reniferów blokujące drogę. Beata grzecznie niczym krowy w Polsce, przegania reny z drogi a wszyscy, także nieco bezradni w tej sytuacji Niemcy mamy z tego powodu niezły ubaw.

Po drodze widzimy miejsca postojowe, po kilku godzinach robimy „popas” – przydają się taszczone w dziurze na koło zapasowe zupki Knorra, puszki a i nawet ogórki krajoweJ.

Pogoda się pogarsza. Mimo to widoki są fascynujące, a droga wije się wzdłuż linii brzegowej. Jedziemy fiordami, po jednej stronie mając wysokie na ponad tysiąc metrów skalne ściany, z drugiej zatoczki z zimno-błękitnym morzem. Niekiedy trafia się jakiś mostek skracający drogę, przecina fiord.  Jedziemy zakrętami, nie wiedząc gdzie patrzeć. Czy na drogę czy na szczytu utopione we mgle, czapy śniegu,  jęzory lodu, woda spadająca kilkaset metrów z deszczowych gór.

Dojeżdżamy do Alty. Trochę jesteśmy zmęczeni więc trzeba szybko znaleźć normalny nocleg w tym mieście.

Alta jest mała ale rozległa, położona wzdłuż fiordów, z portem rybackim, małym lotniskiem, ale też z trzema polami kempingowymi, położonymi w pobliżu rzeki Altaelva. Rzeka to raj dla łososi; a miasto to raj dla wędkarzy. Dominuje tu męski typ turysty, z wąsami, dużym autem, czapką z daszkiem, wieczorem patroszącego rybkę, z puszką piwa i papierosem w ręce. 

Podczas wojny w Alcie stacjonował bodajże największy pancernik świata Tirpitz, duma Kriegsmarine i Hitlera. Tu miał swoją bazę do wypadów na alianckie konwoje płynące do Murmańska, stacja radiolokacyjna na Lofotach pozwalała odpowiednio wcześnie wypatrzyć ofiary.   

Dla nas miasteczko to fiord z kilkoma tysiącami rysunków naskalnych nawet sprzed 6,5 tys. lat. Jacyś poprzednicy Wikingów malowali renifery, włócznie, sceny z życia i robili to nieomal przez 4 tysiące. Świat jakby się nie zmieniał i nie sposób rozróżnić które tysiąclecie przedstawiają rysunki. Gdybyśmy dzisiaj wyryli siebie z telefonami komórkowymi, to już za 50 lat musieliby tłumaczyć co trzymamy w rękach. 

Kolejnego dnia po noclegu w małym, ciasnym i niespecjalnie drogim domku uderzamy w kierunku kolejnej atrakcji Alty – kanionu Sautso-Alta. Wycieczka przez tundrę do wysokiego na 400 m kanionu trwa prawie 7 h. Przez ten czas spotykamy dwoje ludzi, idziemy sami, przeprawiamy się przez dość szerokie strumienie, z trudem unikając kąpieli w lodowatej wodzie.

Widok i cała trasa to kolejne bycie ze sobą i tylko z przyrodą. 

Późnym popołudniem ruszamy dalej. Choć noc nas nie goni to robi się nieco ciemno gdy jedziemy przez kilka godzin w ulewnym deszczu.

Bierzemy nocleg jaki jest, czyli domek w małej odnodze fiordu za ok. 30 EU, pośród skał i 400 metrowych wodospadów. Idealne miejsce na wypicie piwka po trudach dnia, podgrzanie fasolki po bretoński, zupy grochowej i wypalenie małej cygaretki na tarasie naszego domku.

  • Renifery na rysunkach sprzed 3 tys. lat
  • Alta, muzeum z ekspozycją rysunków naskalnych
  • Alta, rysunki sprzed nawet 4 tys. lat
  • Droga ku kanionowi w okolicy Alty
  • Kanion Alta
  • Łodzie w kanionie Alta
  • Kanion Alta
  • Woda w Norwegi jest smaczna
  • Fiordy, między Altą a Lofotami
  • Fiordy, między Altą a Lofotami
  • Fiordy, między Altą a Lofotami, w tle samotny Belg
  • Wodospady między Altą a Lofotami
  • Img 0613
  • Img 0617
  • Img 0620
  • Img 0638
  • Img 0643
  • Img 0658