Przewędrowawszy przez Waikiki wzdłuż i wszerz powzięliśmy plan zapoznania się z najciekawszymi zakątkami wyspy O’ahu.
Na początek kierujemy się ku centrum wyspy w celu odwiedzenia plantacji ananasów firmy Dole, gdzie poznajemy szczegóły dotyczące uprawy tych jakże lubianych przez nas owoców. Na miejscu znajduje się ogród, w którym rosną rośliny należące do rodziny ananasowatych tworzące fantazyjne napisy, wzory oraz ogromny labirynt. Ku naszemu zaskoczeniu okazuje się, że ananasy rosną na krzakach, które zasadza się własnoręcznie, a później czeka kilkanaście miesięcy aż pojawią się na nich owoce.
Po wizycie w ananasowym raju docieramy na znajdującą się na północnym wybrzeżu plażę Turtle Beach, na której istnieją duże szanse zobaczenia hawajskich, zielonych żółwi morskich. Plaża ładna, ale niestety żółwie miały ciekawsze zajęcie niż paradowanie przed turystami. Kilka kilometrów dalej znajduje się słynna Sunset Beach, na której fale w czasie zimy dochodzą nawet do kilku metrów, a my mamy akurat szczęście trafić na zawody surfingowe. W odróżnieniu od początkujących amatorów tego sportu szkolących się na Waikiki tutaj jest co podziwiać - zarówno jeśli chodzi o wysportowanych surferów jak i ich umiejętności.
Po drodze zatrzymujemy się na obiad w krewetkowym barze Giovanni’s, który jest tak naprawdę… dość leciwą ciężarówką. Przybytek ten jest najstarszym tego typu miejscem na północnym brzegu wyspy O’ahu i do dziś cieszy się niezwykłą popularnością. Z barem jest także związana historia kryminalna, otóż jego założycielka sprzedała swój interes lokalnemu biznesmenowi w 1997 roku, zaś gdy okazało się, że z biegiem czasu „krewetkowa ciężarówka” przynosi coraz większe zyski, to postanowiła go odzyskać nie przebierając w środkach. Historia skończyła się w sądzie, ale koniec końców bar ponownie zmienił właściciela. Jako, że Giovanni’s składa się z samochodu i kilkunastu plastikowych krzesełek rozstawionych wokół niego to zamówienie składamy w oknie wspomnianego auta, na karoserii którego widnieją podpisy większości przejeżdżających tędy gości. Miejsce jest osobliwe, a duże, dorodne, różowiutkie krewetki okazują się pyszne nawet dla osób, które nie uważają się za miłośników tych skorupiaków.
Po obiedzie zatrzymujemy się na chwilę przy świątyni Mormonów w Laie. Miejsce wygląda imponująco, ale nauki mormonów do nas nie przemawiają, więc ograniczamy się do podziwiania tego miejsca przez szybę samochodu.
Jadąc dalej wzdłuż wschodniego wybrzeża docieramy do parku Kualoa Regional Park, skąd podziwiamy widoczną w oddali wyspę o nazwie Mokolii, która nazywana jest Kapeluszem Chińczyka (Chinaman's Hat) z uwagi na swój charakterystyczny, stożkowaty kształt.
W „Tropikalnej Plantacji” („Tropical Farms”) znajdującej się nieopodal cieszymy się smakami, jakich nie doświadczymy na Waikiki. Degustujemy hawajską kawę Kona i orzeszki makadamia - trudno o lepsze połączenie. Kawa smakuje jak prawdziwa kawa – w końcu to 100% kona, a orzeszki jak prawdziwe orzeszki w dodatku z rozmaitymi dodatkami - z makiem, miodem, cynamonem, czosnkiem. W dodatku hawajskie orzechy o maślanym smaku zawierają dużo “dobrych tłuszczów”, które obniżają poziom cholesterolu.
Po odpowiednim zaspokojeniu kubków smakowych udajemy się w celu odwiedzenia świątyni Byodo-In, czyli świątyni buddyjskiej położonej w tzw. Dolinie Świątyń (Valley of the Temples Memorial Park). Ta efektownie wyglądająca budowla powstała w 1968 roku i jest repliką sławnej 900-letniej świątyni z miasta Uji w Japonii. Zadziwiające jest to, że do jej wykonania nie użyto ani jednego gwoździa. Przy świątyni znajduje się 3-tonowy dzwon z mosiądzu. Podobno uderzenie w niego przynosi szczęście, wiec pociągam za sznur przymocowany od zewnątrz do drewnianego pala, który z impetem uderza w dzwon. Teraz możemy zdjąć buty i wejść do środka świątyni, aby zobaczyć ogromny, mierzący 3 metry, pokryty złotem posąg Buddy. Budynek otacza bujny ogród w stylu Zen, po którym spacerują pawie, a w stawach pływają łabędzie i ryby koi.
Po wizycie u Buddy jedziemy na plażę Waimanalo - jedną z najpiękniejszych na O’ahu. Przez całą milę (to najdłuższa plaża na wyspie) ciągnie się tutaj drobny piasek i pas wody o wyjątkowo turkusowej barwie. Aż dziwne, że tak piękna plaża jest praktycznie pozbawiona ludzi.
Po dotarciu z powrotem na południowe wybrzeże zatrzymujemy się jeszcze przy punkcie widokowym nad morskim gejzerem Halona Blow Hole. Podwodny otwór naturalnie wydrążony w lawie sprawia strzela w powietrze wodą nawet na 9 metrów. Po prawej stronie od gejzera znajduje się zatoka o nazwie Halona Beach Cove osławiona za sprawą filmu „From Here to Eternity” (Stąd do wieczności) z 1953 roku, a dokładniej sceny miłosnej, jaka rozegrała w tym miejscu. Nazwa Eternity Beach idealnie pasuje do tej skrytej wśród skał romantycznej zatoki.