Podróż Madagaskar 2010 - Toliara - Ifaty



Toliara - Ifaty

Obudziwszy się rano uświadamiamy sobie, gdzie właściwie wylądowaliśmy: to 3 bungalowy położone na samej plaży z widokiem na Kanał Mozambicki. Z jednej strony to piękne i urzekające miejsce, ale gdy się temu bliżej przyjrzeć to wprawdzie mieliśmy prysznic w bungalowie, ale lała się z niego słona woda, a plaża w tych okolicach to arteria dla miejscowych i zarazem ich toaleta. Poza tym turystów niewielu, palmy dookoła, słońce…

Plan był taki, by będąc już w tych okolicach i zdecydowawszy się na kilkudniowy pobyt w Ifaty Mangily odbyć kurs nurkowania PADI OWD. Z sześciu uczestników wyprawy na ten krok zdecydowało się pięciu. Szkoła Atimoo prowadzona przez Francuzów zastosowała wobec nas swego rodzaju promocję polegającą na tym, że kurs robimy w piątkę a płacimy za czwórkę…, także kurs wyszedł nam taniej niż w Polsce a okoliczności przyrody były nader zachęcające.

O 7.30 dnia następnego po przybyciu do Ifaty Jean Pierre i Stephane, prowadzący szkołę nurkowania Atimoo, prezentują nam program kursu, podpisujemy oświadczenie o stanie zdrowia i na cóż było dłużej czekać, wsiadamy do łajby ze sprzętem do nurkowania i wypływamy w morze. Mieliśmy mieszane odczucia, bo to pierwszy raz i od razu do wody. Łajba zacumowała i każdy z nas trzymając się liny uczepionej do dna przetransportował się z ekwipunkiem na dno ucząc się wyrównywać ciśnienie. I tak znaleźliśmy się na dnie. Szamocąc się wzburzyliśmy piasek ograniczając widoczność do minimum. Każdy z nas przełamał swoje obawy, jeszcze nieporadnie próbowaliśmy naśladować pod wodą naszych instruktorów. Po wyczerpaniu zapasu tlenu w butlach powróciliśmy na ląd.

Po południu odbyła się część teoretyczna kursu w szałasie będącym siedzibą szkoły nurkowania położonym w odległości 20 metrów od naszych bungalowów, tuż przy brzegu morza z tarasem, z którego roztaczał się przepiękny widok na okolicę, morze i liczne pirogi przemieszczające się w różnych kierunkach. Cześć teoretyczna tego dnia obejmowała film instruktażowy oraz test, który wszyscy musieli zaliczyć, co w sumie zajęło nam kilka godzin. Francuzi poważnie potraktowali zadanie przeszkolenia nas i nie zamierzali wydać nam certyfikatów tylko dlatego, że im zapłaciliśmy.

Po południu udaliśmy się na przechadzkę po Ifaty. „Kurort” ten ma swój charakterystyczny ryt. Prawie brak turystów, wprawdzie w okolicy były jakieś hotele, jednak na gruntowych alejkach turystów nie można było dostrzec, za to dzieci dużo, stargany z mięsem oblepionym muchami, posesje ogrodzone płotami z patyków i wysuszone pasące się zebu. A z nieba lał się żar.

Wieczór robi wrażenie, ugwieżdżone niebo w sposób nader intensywny prezentuje obraz gwiazd widzianych w tej części świata, to wszystko odbija się jeszcze w morzu, i wystarczy.

Następnego dnia znowu od 7-11 wykonujemy ćwiczenia w morzu a potem nurkujemy a po południu cześć teoretyczna podobna do tej z dnia poprzedniego. Tego dnia jeden z nas zapadł na niewydolność żołądkowo-jelitową spowodowaną lokalną bakterią, która podobno wcześniej czy później dopada wszystkich przybywających tu cudzoziemców. Żadne polskie środki nie są w stanie ulżyć cierpiącemu, ani węgiel, ani stoperan, ani no spa itd. Dopiero po jakimś czasie ulitował się nad nami Jean Pierre i podarował francuski specyfik o nazwie Motilyo i jak ręką odjął. Dzięki temu lekarstwu mogliśmy w komplecie zakończyć kurs.

Kolejny dzień spowodował, że piszący te słowa zaniemógł rażony lokalną bakterią. Mimo osłabienia zdołał jeszcze wziąć udział w porannym nurkowaniu, które tradycyjnie już rozpoczęło się o godz. 7 a potem prosto z łajby pobiegł do bungalowu po to, żeby spędzić tam dalszą część dnia, będąc wskrzeszonym dopiero po 20 po zażyciu wspomnianego wyżej francuskiego medykamentu. Po południu część teoretyczna, jak wczoraj i przedwczoraj oraz spacery, kontakty z tubylcami, którzy sprzedają wyroby lokalnego rękodzielnictwa za grosze. Dominowały maski tutejszych plemion, wisiorki, skrzynki itp. Natomiast tubylcy zainteresowani byli wszystkim od trochę sfatygowanych naszych T-shirtów, po resztki słodyczy, które mieliśmyze sobą. Jeden sneakers był w stanie zadowolić 5 dzieci. Był to przykry obraz jak wydzierały sobie z rąk słodycze. Co mogliśmy to rozdaliśmy. Niektórzy z nas spotkali się po raz pierwszy z lemurami kata.

Następny dzień to walka między osłabieniem spowodowanym przez bakterię o potrzebą kontynuowania kursu. Program dnia identyczny, jak wczoraj i przedwczoraj.

Wreszcie ostatniego dnia rano nurkujemy i wykonujemy różne podsumowujące kurs ćwiczenia pod wodą i na wodzie, by o 13 przystąpić to sfinalizowania części teoretycznej kursu i zdania egzaminu końcowego. O 18 egzamin mieliśmy za sobą i każdy dzierżył dowód ukończenia kursu nurkowania w Kanale Mozambickim. Jeszcze tego samego dnia powróciliśmy do Toliary kwaterując się w przyzwoitym hotelu.

Niestety nie byliśmy w stanie w pełni wykorzystać pobytu na południu Madagaskaru i zobaczyć więcej np. baobabów, których było tutaj sporo. Bakteria zredukowała nasze siły do minimum i właściwie musimy być wdzięczni Francuzom, że lekarstwo przez nich zaordynowane postawiło nas jako tako na nogi.

  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty
  • Ifaty