Podróż z Amboseli w okolice Lake Naivasha trwa ponad 7 godzin. Wyjeżdżamy wcześnie rano, żeby chociaż część podróży odbyć, zanim zrobi się bardzo gorąco. W sumie do Nairobi śpię.
Budzę się, gdy przebijamy się przez mocno zatłoczone ulice stolicy Kenii. Michael opowiada trochę o historii powstania miasta, które założono dopiero w 1899 roku na potrzeby budowniczych linii kolejowej z Mombasy do Kampali w Ugandzie. Miasto jest położone wysoko – 1700 m.n.p.m. i jest bardzo zielone – od razu widać, że nie ma tutaj problemów z wodą – to jeden z powodów, dlaczego pierwsza osada powstała właśnie w tym miejscu.
Nairobi jest zróżnicowane architektonicznie. Ma oczywiście swoje biznesowe centrum. W niektórych dzielnicach widoczne są wpływy arabskie. Są dzielnice zamieszkałe przez Kenijczyków, ale mijamy też willową dzielnicę z domami mzungu – jak tutaj nazywają białych. Osadnicy z Europy mają w mieście okazałe domy, mimo że większość czasu spędzają na swoich rozległych ranczach.
Kolejnym punktem na naszej trasie jest punkt widokowy na Wielki Rów Wschodnioafrykański. Krajobraz rozciągający się przed nami jest przepiękny. Wielki uskok, a pod nim niesamowita przestrzeń – prawie pusta.
W oddali dostrzegamy tylko wioskę Masajów i pojedyncze budynki. Zastanawiamy się nad ciemniejszymi plamami, jakie widać gdzieniegdzie na nasłonecznionej powierzchni – dopiero po chwili orientujemy się, że to chmury rzucają cień – śmiejemy się sami z siebie – no w mieście tego nie da się zobaczyć ;)