Kreta wita mnie falą gorącego nocnego powietrza,zaraz po opuszczeniu pokładu samolotu ( LOT –bez opóźnien)i kilkoma uschłymi kaktusami koło lotniska.Potem jeszcze tylko 4 godziny nocnej podróży autobusem po krętych kretańskich drogach,sącząc pozostawioną na czarną godzine mineralną. raz po raz budzę się żeby zobaczyc ze autobus niemal przeciska się wśród skał…..W końcu,kiedy w autobusie nie zostaje już prawie nikt,kierowca krzyczy: Damnoni….Ostatkiem sił taszczę walizę do malego uśpionego hotelu
przytulonego do skały; budząc śpiacego na sofie delikwenta – jak się później okzazało,ma na imię Dimitri.Jeszcze tylko zimny z koniecznosci ( nie ma ciepłej wody) prysznic,kłade się a do snu szumi mi palma.Jest 6 am.
przytulonego do skały; budząc śpiacego na sofie delikwenta – jak się później okzazało,ma na imię Dimitri.Jeszcze tylko zimny z koniecznosci ( nie ma ciepłej wody) prysznic,kłade się a do snu szumi mi palma.Jest 6 am.