Na czwartek zaplanowaliśmy dotarcie w okolice przylądka św. Wincentego. Jest to dokładnie lewy dolny róg Europy, najdalej wysunięty na południe i zachód kawałek kontynentu. Wylądowaliśmy w pobliskim Sagres. Od razu na przystaku autobusowym (nie dało się złapać stopa) dopadła nas naganiaczka. Dzięki temu nie musieliśmy szukać noclegu, bo nocleg sam nas znalazł ;) Mimo wszystko nie polecam tej formy znajdowania noclegu - właścicielka nie mówiła kompletnie po angielsku, zobaczyliśmy ją dopiero następnego dnia, gdy przyszło do płacenia, i na dodatek okazało się, że naganiaczka zaniżyła cenę. Na szczęście właścicielka okazała się osobą honorową i różnicę zapewne zdarła z naganiaczki. Samo Sagres nie ma właściwie żadnych atrakcji, poza resztkami słynnej niegdyś szkoły żeglarskiej oraz dwiema plażami, jedną spokoją i jedną niespokojną (dla surferów). Poza tym jest tam browar, z którego piwo jest dostępne w całej Portugalii i jest bardzo dobre. W efekcie główną atrakcją stała się romantyczna kolacja tuż nad brzegiem morza :) Zdążyliśmy również znowu poplażować. Do samego przylądka nie dotarliśmy.
Podróż Autostopem po Portugalii - dzień 7: wycieczka do browaru (Sagres)
2008-07-24