W Evorze spędziliśmy również kolejny cały dzień. Pierwszego dnia wieczorem mieliśmy przygodę z kociakiem. Utknął na dachu i miauczał przeraźliwie. Zaczęliśmy więc szukać pomocy. Tourismo właśnie się zamykało (angielski!), ale pani poradziła nam porozmawiać z policjantem. Policjant chyba nie skumał, o co chodzi, odesłał nas na posterunek. Kolejny policjant, napotkany przy posterunku, najpierw myślał, że coś się nam stało z samochodem, a jak mu w końcu wytłumaczyliśmy częściowo po angielsku, częściowo na migi oraz usiłując używać nielicznych znanych nam słów portugalskich, zbagatelizował sprawę i powiedział, że kotów tu jest mnóstwo i on sobie poradzi. Z trudem zostawiliśmy małego samego w opałach. Niemniej następnego dnia już go tam nie było, co więcej, nie było też ciała. Więc jakoś sobie poradził. Poza tym przygód nie stwierdzono. Zjedliśmy bardzo miłą kolację wieczorem na świeżym powietrzu, wcześniej zjedliśmy lunch z zakupionych w sklepie produktów, z którym poszliśmy do parku (bułki, miejscowy ser, oliwki z pestkami z wiadra, czerwone wino w kartoniku), ogólnie - leniuchowaliśmy. Było super.
Podróż Autostopem po Portugalii - dzień 5: Evora, dzień drugi
-
arim
- tagi: portugalia, evora, kot, wino, park, leniuchowanie
2008-07-22