Zastanawiam się, jak będzie wyglądać hotel, w którym będziemy spać. Labuan Bajo wygląda raczej ubogo. W porcie dookoła rozwalające się drewniane budki, jakie można spotkać w każdym miejscu na świecie, gdzie cały rok jest ciepło i nie ma potrzeby budowania czegoś solidniejszego.
Po raz kolejny walczę z budzącym małe zaufanie pomostem. Po drodze do Golo Tophill, zahaczamy o biuro Trans Nusa, gdzie potwierdzamy czas jutrzejszego wylotu – samolot Batavia Air ma odlecieć planowo.
Wreszcie docieramy do hotelu. Spore zaskoczenie. Miejsce, gdzie mamy spędzić ten wieczór i noc, jest naprawdę fajne. Nasz domek jest prawie na samym szczycie wzgórza – z tarasu rozciąga się niesamowity widok na zatokę. Póki co, najbardziej cieszy mnie jednak łazienka. Po kąpieli czuję się jak nowonarodzona i idę podziwiać widoki.
Pytamy Ingrid, holenderskiej właścicielki, czy warto zjeść w restauracji, którą mijaliśmy po drodze, czy rekomenduje raczej zostać na miejscu. W odpowiedzi Ingrid ze śmiechem informuje nas, że miejsce, o którym mówimy, należy do jej męża, więc może nam je polecić. Dziś ma tam grać lokalny zespół, więc decydujemy się na spacer do Paradise Bar.
Okazuje się to być dobrym pomysłem – jedzenie znowu jest wyśmienite, a na dodatek o wiele tańsze niż na Bali. Mie goreng, makaron z warzywami i owocami morza, kosztuje 26000 IDR, czyli mniej niż 10 złotych. Mniej więcej tyle, ile talerz ryżu czy makaronu z dodatkami, kosztuje tez lokalne piwo Bintang – całkiem przyzwoite.
Nigdzie nie jadłam tak wyśmienicie przyrządzonych ryb jak w Indonezji, tylko rendang, przyrządzona na indonezyjski sposób wołowina, nie bardzo przypada nam do gustu. Do kolacji przygrywa jeszcze Brian Adams z CD, którego na wyspach jeszcze wielokrotnie usłyszymy, ale już o 20.00 startuje lokalny band – chłopaki znają sporo światowych standardów i do późna w nocy zgromadzeni goście zamawiają ulubione piosenki.
Nasi panowie też chodzą z propozycjami – słuchamy więc znowu Pearl Jamu, Red Hotów, Gunsesn’Roses itp. Jest więc piękny widok na światła portu w oddali, pyszne jedzenie, dobra muzyka, miłe towarzystwo – czego więcej chcieć?
Ktoś z gości ma urodziny, więc załapujemy się przy okazji na śpiewanie happy birthday i kawałek tortu. Siedzimy do późna.