Podróż Kuala Lumpur i wielkie zarcie w Bangkoku - Tajski bufet, czyli rozpusta w bialy dzien.



Tak dobrze jak w Tajlandii, dawno nie jedalem. Byc moze po mnie tego nie widac to naprawde lubie jesc, wlasciwie zyje dla jedzenia, a o jedzeniu moglbym gadac czesciej niz o wszystkim innym. Tajlandia rowna sie jedzenie. Bangkok to kulinarny raj, niebo dla podniebienia i nie mam na mysli tutaj ekskluzywnych i napuszonych restauracji, machajacymi do klienta gwiazdkami Michelina, ale zwykle rodzinne knajpki, czy drewniane stoliki przy gwarnej ulicy, w zaulku ktorych kobiety przyzadzaja swoje popisowe dania. Gdzies przeczytalem, ze w Bangkoku  nalezy unikac eleganckich restauracji, ale wyciagac rece i jak w letargu podazac za wechem. Jesc  tam gdzie miejscowi, jesc jak miejscowi i byc odpornym na ewentualne braki savoir vivre'u, ktory w Bangkoku wydaje sie byc najmniej potrzebny.

 Tajskie restauracje w Europie maja sie dobrze, nigdy nie narzekaja na brak klienteli i choc europejskie knajpy z tajskim jalem sa naprawde w deche, to street food w Bangkoku, jest nie do podrobienia. Jak pisalem juz wyzej, na ulicach stolicy Tajlandii jedza wszyscy. Jedza o kazdej porze dnia i nocy, bawiac sie gotowaniem i widac, ze nie zawsze jest to sposob zarabiania pieniedzy, ale czesto widoczna chec pokazania swojego kunsztu bialasom z dalekich krajow. Po pierwsze rzadzi zupa. Zupa z wkladka miesna lub rybna, z makaronem lub kulkami ryzowymi. W zupie laduje zazwyczaj wszystko co  gotujaca Pani ma pod reka. Zupa moze byc slodko-kwasna, bajecznie kokosowa, cytrynowa, koleandrowa i.. nasza polska rosolowa. Wszystkie  wymienione zupy w 90 procentach sa diabelsko ostre. Pieklo na talerzu to malo powiedziane. Pamietam jak znudzony ogladaniem kolejnej swiatyni przysiadlem w ulicznym barze i zamowilem aromatycznie pachnaca zupe koloru "pink" z taplajacymi sie krewetkami, i pieknie posiekana kolendra. Lyk boskiego wywaru... zawirowanie, galy na wierzch, dym z uszu, a lzy cisna sie od oczu i zaczynam rzęzic. Kucharka spojrzala, usmiechnela sie pokazujac cztery zeby i kazala jesc dalej. Zjadlem zupe czerwony jak homar, i co? I nadal kocham kuchnie tajska. Przez kilka dni pobytu w Bangkoku zjadlem wiecej kaczek i widzialem wiecej straganow ulicznych i tajskich kucharek , niz posagow Buddy.

Dzielnica chinska podobnie jak wszystkie straganowe ulice w Bangkoku wiruje od zapachow unoszacych sie nad garkuchniami. Chinczycy czuja sie jak u siebie, psy i koty uciekaja spod nog, a na malych stoliczkach trwa kulinarna uczta. Zaczynam wymieniac: zeberka i ogonki, kurze nozki, kacze szyjki, watrobki i serduszka, nereczki i flaczki, oh i ah...cala paleta drobiu od talerza do talerza. Przyznam sie oczywiscie, ze jadlem wszystko. Towarzysz podrozy uciekal i unikal mnie, kiedy zajadalem sie wspanialymi watrobkami notujac jednoczesnie przepis od mamy kucharki. Inni znajomi tez mnie ignorowali, twierdzac ze mam kanibala w oczach siadajac do stolu na srodku chodnika. Zmuszony wiec bylem szukac pomocy wsrod Tajow. A na nich mozna zawsze liczyc.

  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)
  • Tajski bufet (Bangkok)