Raniutko, zaraz po wschodzie słońca, pojechaliśmy do Doliny i Kanionu Colca. To tam w 1981 r. polscy kajakarze przepłynęli cały Kanion, co było światową rewelacją.
Jak ten autobus tam wjechał, jeden Bóg wie! Szutrowa droga szerokości nie większej od autobusu, zakręty po 300 stopni, z lewej skała, z prawej przepaść kilkusetmetrowa i tak jechaliśmy przez 1,5 godziny. Co niektórzy zamykali oczy, a ja po prostu z rozdziawioną gębą chłonęłam te widoki, których chyba nigdzie indziej na świecie nie ma.
I tak dojechaliśmy do Krzyża Kondora. Tam co rano zjeżdżają się ludzie aby oglądać mistyczne widowisko, gdy z otchłani Kanionu wznoszą się majestatyczne kondory. To królewskie ptaki Inków, one odprowadzały dusze zmarłych w zaświaty. To ogromne ptaszyska, rozpiętość skrzydeł dochodzi do 3 m. Widok jest zaiste powalający!!!!
Cała trasa przez ostatnie dwa dni to niewiarygodne góry, przepaści, w dole maleńkie tarasowe poletka, uprawiane jak za czasów Inków. Co jakiś czas punkt widokowy, gdzie Indianie rozkładają stragany i handlują bajecznie kolorowymi wyrobami z wełny alpak i lam. To są strasznie fajne stworzenia!! Przystrojone w czerwone pompony, które maja je chronić od złych duchów, dumnie pozują do zdjęć ze swoim właścicielem. Za 1 sola oczywiście!!! Taka alpaka lub lama jak się zezłości to pluje! No i mnie się też dostało, bo chyba za bardzo wytarmosiłam taką jedną, śliczną, bielutką!!
Po drodze przejeżdżaliśmy przez rezerwat Vicunas. To takie wielblądowate stworzenia, żyjące w stanie dzikim, mające najdroższą na świecie wełnę, bo 1 kg kosztuje 500 dolarów. Są urocze, zgrabne, brązowo rude z białym brzuszkiem.