Podróż Moja wyprawa śladami Inków - Mirador - najbliżej nieba...



Acha! Muszę tu się przyznać, że od pierwszego dnia zaczęłam zarabiać na miano narkomanki!!Zaczęłam pić regularnie herbatkę z coci aby złagodzić chorobę wysokościową, która wkrótce nas wszystkich i tak dopadła. Stało się to już następnego dnia, gdy zaczęliśmy się mozolnie wspinać naszym poczciwym autokarem na wysokość 4910 m n.p.m.

To właśnie Mirador, przełęcz w Andach, skąd jest cudny widok na trzy ponad sześciotysięczne wulkany. Ale ciężko!! Gdy wyszliśmy tam na punkt widokowy wrażenie było niesamowite. Rozrzedzone powietrze powodowało zadyszkę po kilku krokach, w głowie się kręciło, czułam się tak, jakbym duszkiem wypiła 100g Metaxy. Innych rozbolała głowa, jedna dziewczyna dostała torsji, inna brała tlen. W nocy nie spalam w ogóle. Jeszcze nie całkiem rozumiałam, gdzie jestem. Jeszcze do mnie nie dotarło ze posuwam się śladami Pizarra, do krainy gdzie kiedyś złote były nawet maczugi, którymi rozwalano łby naiwnych Indian, witających Konkwistadorów jako wysłanników oczekiwanego Boga Wirakoczy.
I tak  ruszyłam na podbój Andów!!! Z ciężką zadyszką, kołataniem serca, bezsennością, mdłościami, bólem głowy i sporym strachem….

  • Image313
  • Image314
  • Image318
  • Image321
  • Image323
  • Image324