Po niedługim czasie docieramy do miejsca naszego przeznaczenia. Miejsca, po którym wiele sobie obiecywałem, gdzie zachód słońca miał smakować co najmniej tak wybornie, jak poprzednie na portugalskiej ziemi. Przewodniki określają Mertolę, bo o ową miejscowość tu chodzi, jako ukryty klejnot Alentejo, miejsce gdzie chrześcijaństwo kroczy bark w bark ze spuścizną islamu. Twierdzą, że “panorama miasta z solidnymi murami i górującym nad całością zamkiem sprawia niezapomniane wrażenie”. Do mnie najbardziej przemawiała pierwsza litera w nazwie miasta. Ilekroć, poza jednym wyjatkiem (Moura), docieraliśmy do miejsca, którego nazwę jako pierwsza wyznaczała litera M, zawsze byliśmy pod nieprzenikającym jego wrażeniem. Tak było i tym razem. Fakt ten uświadomiłem sobie niezwłocznie, kiedy tylko wyjeżdzając zza jednego z zakrętów, zobaczyliśmy panoramę miasta, zamek majaczący na jego szczycie, potężny most spinający brzegi spokojnej w tym miejscu Gwadiany. Miasto otoczone górami, tuli się w granicę wyznaczoną rzeką, a ich stromymi stokami. Widok na tyle na mnie podziałał, że postanowilem resztę drogi pokonać piechotą. Chciałem korzystać z uroków dostarczanych tu w mnogich ilościach przez naturę, a jednocześnie odnaleźć ślady bogatej historii miasta. A tej w Mertoli co niemiara.
Historia miasta sięga czasów fenicjan, którzy założyli tu osadę. W okresie rzymskiej dominacji miasto nazywane Myrtilis, było ważnym portem rzecznym obsługującym mineralne złoża z Mina de Sao Domingos. Z czasów tych zachowały się m.in. fragmenty dawnej przystani ze słynną Torre del Rio. Najsłynniejszym z kolei zabytkiem okresu mauretańskich rządów jest przepiękny kościół Igreja Matriz. Dawny meczet został w stanie nienaruszonym przekwalifikowany na świątynię chrześcijańską. Zachował się m.in. mihrab wskazujący kierunek Mekki. Śladów arabskiej bytności, której w Mertoli multum, poszukać można w Museu Islamico, czy wielu warsztatach rzemieślniczych, wytwarzających dobra z charakterystycznymi arabskimi motywami. Z okresu panowania w mieście zakonników Św. Jakuba pochodzą ruiny zamku (1292 r.), górującego nad miastem. Niestety zamek jest dzisiaj, jak w każdy poniedziałek, nieczynny. My hołdujemy zasadzie “Polak potrafi”, dzięki czemu forsując zamkowe mury, a dziewczyny wykorzystując lukę nad bramą, dostajemy się w obręb zamkowych murów. Dziedziniec nie wprawia w zachwyt. Co innego panorama miasta i mostu spinającego Gwadianę, ukazujące nam się w cudownej poświacie zachodzącego słońca. Raz kolejny słońce, osiagając kres swojej codziennej europejskiej wycieczki, funduje nam widoki zapierające dech w piersiach.