Już od paru dni szykuję się do napisania spóźnionego posta zaduszkowego. Spędziliśmy to święto w Escorialu i nie skłamię jeśli powiem, że były to najbardziej dziwaczne, mroczne i niepokojące chwile jakie zdarzyło mi się przeżyć w tym okresie. Kiedy przemierzaliśmy złowrogi las ścieżką wskazaną nam przez Demonologa, w towarzystwie Maga miałam wrażenie, że zaraz spotkamy zjawę rodem z Dziadów. I tak też się stało...
Było to niepopodal wężowego drzewa...
Ale tę historię zostawię na później.
Dziś o sprawach bardziej zatrważających niż najstraszniejszy z horrorów: o szukaniu mieszkania w stolicy Hiszpanii. Madryt to miasto wielkie i różnorodne i wydawałoby się, że każdy znajdzie tu dla siebie kąt. A jednak sprawa nie jest tak prosta. Wynajmowanie pokoju może być dość kosztowne - w centrum może on kosztować nawet 400- 500 euro za miesiąc. Opłacałoby się więc wraz z przyjaciółmi wynająć całe mieszkanie, lecz większość właścicieli chce pospisywać kontrakt na cały rok, więc Erasmusom zostaje albo zapłacić za dodatkowe 2 miesiące, albo szukać kogoś na swoje miejsce. Do tego dochodzą trudności z kaucją (czasem bywa dość duża a wynajmującemu przychodzi pożegnać się z nią na zawsze), z mieszkaniem w odpowiedniej dzielnicy (rozpadające się kamienice w La Latina, tradycyjne siedlisko studenterii, nagle stały się trendy a stylowe knajpki i hotele zaczęły wypychać biednych żaków), no i oczywiście z wspólokatorami.
Po licznych problemach, perypetiach i roszadach tak oto mieszkają moi znajomi:
1) w mieszkaniu na planie koła, posiadającym dwa rozkoszne duże pokoje, oraz dwie koszmarne małe kliteczki. W dodatku okna kliteczek wychodzą na taras, na którym to tarasie wciąż się pali. W związku z tym mieszkańcy kliteczek mają do wyboru dusić się przy zamkniętym oknie, lub też oddychać dymem tytoniowym.
2) w mieszkaniu, którego pozostali mieszkańcy spędzają całe życie w pracy, ale za to zostawiają wynajmującemu kota.
3) w mieszkaniu, które składa się 70% z korytarza i 30 % z pomieszczań użytkowych
4) w pokoju, który znajduje się we wspaniałej starej kamienicy w samym centrum miasta, lecz który posiada tylko okno wychodzące na wilgotną i ciemną klatkę schodową. Kosztuje przy tym 450 euro.
5) w mieszkaniu, gdzie na siedem sypialni zamieszkanych przez studentów przypada jedna łazienka.
6) w mieszkaniu dzielonym z pijakiem angielskiego pochodzenia, który wszędzie zostawia puste flaszki i nie chce zwrócić wynajmującemu absurdalnie wysokiej kaucji, by ten mógł się wyprowadzić.
7) w mieszkaniu, do którego bez zapowiedzi i bez pukania przychodzi właścicielka, by skontrolować czystość garnków oraz czy wynajmującym nie marzną stopy. Po zrobieniu dzikiej awantury z powodu niedomkniętych drzwi czy brudnych talerzy, czule ofiarowuje studentom ciepłe kapcioszki.
8) w mieszkaniu do którego dojeżdża się pociągiem podmiejskim.
9) w mieszkaniu, z którym wszystko jest w porządku poza tym, że intensywnie pachnie starością.
10) w dzielnicy imigrantów, gdzie łatwiej jest kupić narkotyki, niż chleb.
11) Z parą, która w ciągu zaledwie miesiąca gościła w swoim pokoju dwie dziewczyny z Litwy, parę Rosjan, szalonego Brazylijczyka, kanadyjskiego kucharza, Szwajcara wracającego z pieszej pielgrzymki do Santiago.
To ostatnie mogłoby być wyznaniem naszych poprzednich wspólkatorów:)
Nasz znajomy Amerykanin, słuchając wielogodzinnych opowieści o pogróżkach właścicieli mieszkań, o telefonach na policję, o próbach odzyskania kaucji, znalezienia nowego lokum oraz o poszukiwaniach kogoś na swoje miesjce, powiedział, że panuje tu klimat zupełnie jak w Nowym Jorku.
A wiec tak to jest mieszkać w Nowym Jorku.